Może jeszcze uda się by to Suzi na niej pojechała - pomyślałam i dalej stępowałam po kółku. Musiałam wyglądać dość zabawnie, miałam chyba poważną minę i oczy nie wiadomo skąd, bo Lucas zaczął się pod nosem śmiać i wyrwał mnie z mojej sfery marzeń. Popatrzyłam się na niego ze złością i wyjechałam z czworoboku, kierując się na stajnię. Greg został dzisiaj w domu, więc musiałam się pośpieszyć, by nie siedział cały dzień sam. Szybko odstawiłam konia i poprosiłam by jeden ze stajennych przykrył ją cienką derką. Była przepocona, a wiał dość duży wiatr. Przebrałam się i zadzwoniłam do Raphaela.
- Przepraszam Cię, nie mogę. Mamy pewnie problemy. Musimy o tym porozmawiać w domu.
Zaniepokoiło mnie to bardzo. Szybko zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę lasu.
- Amt, co się stało? - zatrzymał mnie Lucas.
No w sumie miałam wkurzoną, a zarazem zmartwioną minę, ale żeby od razu coś się musiało dziać?
- Nic - popchnęłam go lekko i poszłam dalej. Chłopak szedł za mną bez słowa - Co ty próbujesz wyczyniać? - zatrzymałam się.
- Jak będziesz potrzebować pomocy, to postaram Ci się pomóc. Takiej miny jeszcze nie miałaś. Więc dzieje się coś poważnego.
- Sama jeszcze nie wiem. Mogę się tylko domyślać... jeżeli jest to co o czym myślę... To możemy się już nie spotkać - zobaczyłam jego lekko zszokowaną minę i przez to zachciało mi się płakać.
Odwróciłam się i biegiem wróciłam do domu. Rzuciłam torbę na schody i poszłam do biura Raphaela. Te "ważne sprawy" zawsze tam załatwialiśmy.
- Tak jak się obawiałem i przed czym próbowałem Cię uchronić. Znaleźli w końcu dokumenty, które wyraźnie mówią, co ma się stać po ich śmierci. W sumie dziwię się, ze w ich wieku już byli na to przygotowani - kontynuował z poważną miną Raphael - Z racji tego, że nie znałem twoich rodziców w ogóle, jak się domyślasz, nie ja jestem tu napisany. Jest tu wymieniona twoja babcia...
- Umarła pół roku temu - prawie już płakałam.
- Tak, wiem. Jest tu jeszcze jedna osoba. Twoja ciocia. Jedyna rodzina, z racji tego, że twój ojciec był jedynakiem, a matka miała tylko siostrę. Nie mam do niej żadnych kontaktów. Nie widnieje w żadnej bazie danych. Tak jakby się rozpłynęła... ale... jak jej nie znajdę i nie będę miał odpowiednich papierów zostaniesz zabrana do domu dziecka.
- I ty to mówisz tak spokojnie, tak? Super. Trzeba było od razu mnie tam zaprowadzić - usiadłam na fotelu i zwinęłam się w kulkę.
- Po to Maria przyjechała. Przeczesujemy wszystkie banki, opieki społeczne, wszystko by tylko ją znaleźć. Jak wiesz i tak nie dam Cię zabrać. Nie ma się co denerwować. Znajdę ją, nie ważne za jaką cenę.
- Rodzina mamy była rolnikami, czytaj biedakami. Tylko ona wyszła na prostą i poszła na studia. Mam jej dziennik, albumy. Jest tam ciocia. Nie chodziła do żadnej szkoły, nic. Tylko pracowała przy zbieraniu ziemniaków - pokręciłam oczami i usiadłam normalnie - Nie ma tam nic o jej późniejszym życiu. Na pogrzebie babci też jej nie było... ej... dziadek żyje. Może on nam pomoże. Może ona nadal tam jest?
- Amy... nie wydaje mi się...
- Czemu niby? Warto spróbować!
- Cała tamta wieś spłonęła ponad rok temu. Babcia wtedy właśnie podupadła na zdrowiu,a potem zmarła. Podobno nie zostało tam nic.
- Nie, nie, nie. No to gdzie on się podział?
- Mieszka w starej kamiennicy w Paryżu. Rozmawiałem z nim. Nic o niej nie wie. Tak jak powiedziałem. Rozpłynęła się.
Wyszłam. Nie mam nerw na takie rzeczy. Będę jej szukać na własną rękę. Amanda Arnaud. Od teraz będę jej szukać sama. Weszłam do pokoju, gdzie na łóżku leżał Joker, a Greg grał na komputerze.
- Pomożesz mi szukać. Amanda Arnaud.
- Nie rozumiem.To jest ta twoja ciotka? - popatrzył na mnie zdziwiony.
- Tak. Przeczytałam o niej w dzienniku mamy...
- Wiesz. Lucas do mnie dzwonił. Powiedział, że dość dziwnie się zachowywałaś i ...
- Tak, wiem przecież jak to wyglądało. Powiedziałam mu prawdę... Niestety. Ciekawe co robi...Zna dość dużo ludzi z ... ulicy. Może oni mu by pomogli...
(Lucas?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz