- W sumie przyzwyczaiłam się już do tych jego zrywów. On tutaj wystraszy się nawet najmniejszego szmeru, ale w terenie czy na zawodach, drzewo może się obok nas przewalić, a ten nie drgnie, tylko musi dokończyć przejazd, no cóż. Jest dziwny jak ja - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk herbaty.
- Nie będę się sprzeczał - zaśmiał się.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy cicho, na dole cały czas ktoś się kręcił, a ze strychu widać było co robią wszystkie konie. Art jak zwykle próbował zdjąć derkę, a jak dawał już sobie spokój to jadł, jego ulubione zajęcie. Naglę zaczął dzwonić mi telefon.
- Halo?
- Przyjechać po ciebie wcześniej?Jest paskudna pogoda - mówił szybko Raphael.
- Nie musisz, odrobiłam już lekcję, jak będziesz wracał, to weźmiesz mnie przy okazji.
- No dobrze, ale nie wychodź na zewnątrz!
- Nie jestem już dzieckiem - uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami - chyba wiem jak zachowywać się w burzę.
- Cały czas zapominam, że nie masz już 5 lat. No dobrze.
- Paaaa...
- No pa,pa.
Włożyłam telefon do kieszeni i popatrzyłam w przestrzeń, musiało to dość dziwnie wyglądać, jak bym była w innym świecie, bo Lucas lekko się zaśmiał.
- Hmm? - popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Nic, nic. Tak w ogóle, dlaczego nie mówisz do niego po prostu "tato"?
- Nie jest moim tatą - wzruszyłam ramionami
Chłopak zrobił zdziwioną minę.
- Odkąd tu jestem, zawsze Cię przywoził, odwoził i kibicował Ci na wszystkich zawodach...
- Jest też właścicielem moich koni i największym moim fanem, tak wiem - uśmiechnęłam się - moi rodzice... zginęli, a on mnie po prostu przygarnął. Cóż... tak musiało się to potoczyć, a ja muszę to przyjąć. Kocham go i to chyba jest najważniejsze... Wiesz co... chyba nie wygląda na to by miało się rozpogodzić, jak wrócisz do domu?
- Mogę zostać tu. Kiedyś już tak robiłem - machnął ręką.
- Podobno na Halloween robią tu nocowanie. Co roku pomagam w straszeniu dzieci z wycieczek, a potem spanie na sianie. Uwielbiam to... Straszenie małych dzieci, to jest to - zaśmiałam się - Pani Wal już coś Ci o tym wspominała?
(Lucas?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz