- No to super, liczę, że jak tylko będę zdrowa to sama z nim poćwiczę, a zarazem szkoda, że An nie miała czasu. Zależało mi by ona, albo ktoś pod jej bacznym okiem z nim trenował, to niby miły ale wymagający koń. A znając ciebie to wsiadłeś i pojechałeś w siną dal nie patrząc na zebranie, pracę zadu itp.- zaśmiałam się.
- Starałem się pracować z nim jak najlepiej - powiedział sucho.
Lekko się zdenerwowałam jego tonem.
- No przepraszam, że jednak staram się dbać o moją i moich koni przyszłość. Oby dwoje mają potencjał to chcę by zawodowcy na nich jeździli - podniosłam głos.
Szybko rozłączyłam się, przykryłam głowę kocem i głęboko westchnęłam.
Przez kolejne kilka dni kontaktowałam się z panią Wal i An i to one jeździły na moich koniach. Dzisiaj czułam się zdecydowanie lepiej, ale nadal nie czułam się na siłach, więc zadzwoniłam do p. An.
- Dzień Dobry czy mogła by pani poćwiczyć dzisiaj na Arcie?
- Akurat skończyłam jazdę, więc z miłą chęcią. Przez taki krótki czas zrobił na serio duże postępy. Ma taki lekki, równy krok. Amy, a Waleria miała wsiąść na Ciel'a? No bo na padok ich nie wypuszczamy.
- A co się stało? - lekko się zaniepokoiłam.
- Nie ma go, a dopiero co widziałam ją na hali, więc w tak krótki czas raczej by go nie zabrała... Czekaj, dobra już nic, Lucas go ma. Robi coś przy przeszkodach.
- Nie, nie, nie - trzymają telefon szybko zaczęłam się ubierać - proszę kazać mu go zostawić. Ostatnio się lekko pokłóciliśmy i nie chciałam by się nim zajmował.
- Amy... ale to lekko samolubne. Liczy się raczej koń, a nie wasze relacje.
- Możliwe, ale wolę sama z nim pracować - zaczęłam zbiegać po schodach - dziękuje i do widzenia.
- RAPHAEL! Zawieź mnie do stajni, szybko!
- Amy, nie mogę.
- Ale musisz, Lucas znowu zajmuję się Ciel'em...
- No to chyba dobrze - zdziwił się.
- No właśnie nie, miał już go nie tykać.
- Amy... I jak ja mam nie myśleć, że masz nadal 5 lat?
Przewróciłam oczami i wzięłam Jokera na smycz.
- No to idę na piechotę! - trzasnęłam drzwiami i szybkim krokiem zaczęłam iść w stronę lasu, na którym końcu znajdowała się stajnia. Po ponad godzinie dotarłam na miejsce. Lucas właśnie odprowadzał konia do boksu.
- Dlaczego?!
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Pozwoliłam go dotykać? - lekko ściszyłam głos.
- Robię to dla niego, nie dla ciebie.
- On na pewno Ci podziękuje... Sama bym sobie poradziła.
- Siłą? Myślisz, że dlaczego gdy tylko podchodzisz na padok, on w przeciwieństwie do Art'a nie podchodzi do ciebie? Boi się.
- Nidy w życiu go nie biłam, nie używałam ostróg i nie szarpię za pysk - zrobiło mi się trochę smutno, w sumie miał rację...
W tej samej chwili Ciel sam do mnie podszedł i podłożył łeb do głaskania.
- Jak on miał parę miesięcy, a ja 10 lat bawiłam się z nim codziennie. Gdy tylko mnie widział podbiegał i szukał czegoś po kieszeniach - uśmiechnęłam się - gdy oby dwoje zaczęliśmy ze sobą współpracować z siodła już nigdy tak nie robił... - czułam jak oczy zaczynają mi nabierać łzami - Myślałam, że zmieniło się jego myślenie i zaczął uważać mnie jako przywódcę i już mu nie wypada... Wiem głupie, ale cóż... Lucas... Żadko to mówię, ale... przepraszam - pogłaskałam konia i popatrzyłam na Lucasa.
(Lucas?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz