- Jasne. Tylko musisz dać mi kilka minut na wyczyszczenie.
- Nie ma problemu, poczekam - odparła dziewczyna a ja ruszyłam do siodlarni po szczotki, następnie po Bellatriks. Przywiązałam ją obok klaczy Julie i szybko wyczyściłam. Następnie przypięłam lonże i ruszyłyśmy dookoła stajni. Spacerek trwał jakieś 20 minut. Po powrocie do stajni zdecydowałyśmy się na teren, jednak ponieważ dziewczyna nie chciała jechać jeszcze na swoich koniach pani Waleria przydzieliła jej Szajtena. Po wyczyszczeniu konia wyjechałyśmy, ja oczywiście pierwsza ponieważ byłam już nieco obeznana w tych terenach. Podczas stepu ona opowiedziała mi o sobie, ja jej o sobie. W sumie mamy ze sobą trochę wspólnego, obie mieszkamy z ojcami bo nasze mamy coś "nawyrabiały" że tak to ujmę. Chyba tęskniła za mamą bo nagle zrobiła się cicha.
- Co powiesz na kłus? - zapytałam.
- Jasne - uśmiechnęła się z wdzięcznością. Chyba dlatego że odciągnęłam ją od myśli o rodzinie, nieważne. W szybszych chodach milczałyśmy, w stępie rozmawiałyśmy już tylko i wyłącznie o koniach. Teren trwał niecałe półtorej godziny. Po powrocie do stajni Julie musiała jechać, ale na jutrzejszy dzień umówiłyśmy się na wspólny trening ujeżdżeniowy. Ja posiedziałam jeszcze w stajni po czym również pojechałam.
(Julie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz