Zobaczyłam jakiegoś chłopaka który przyjechał z Amy. Hmm jej chłopak czy co? A mówi , że nie skupia się na miłości. Nagle podeszła Pani Waleria.
-Lucas, co do twojego ojca i matki -zaczęła
-Niech Pani da mi spokój na ten temat-mruknąłem
-Co się stało?-Amy skierowała to pytanie do Walerii
-A co cię to obchodzi!- warknąłem
Amy spojrzała na mnie zszokowana, a ja odwróciłem się do Pani Wal.
-Idę przygotować boks dla nowego konia -mruknąłem.
Zaraz jednak spojrzałem na chłopaka, z którym w sumie dobrze mi się rozmawiało. Więc nie mam zamiaru na niego najeżdżać przecież.
-Do zobaczenia Grégoire - powiedziałem i odszedłem od nich.
Pobiegłem do wolnego boksu i pościeliłem go, wsypałem do żłobu owsa i jeszcze dałem tam trochę siana. Następnie usłyszałem jak pod stadninę podjeżdża samochód z przyczepą. Wyszedłem z uwiązem ze stadniny. Otworzyłem przyczepę i wyprowadziłem ogiera. Zaprowadziłem go do boksu i powiesiłem na drzwiczkach napis z jego imieniem : "Painted Shadow". Wróciłem się do mężczyzny który nam go przywiózł, po siodło i ogłowie. Następnie dostałem polecenie , że mam sprawdzić jak koń sobie radzi.
Po półtorej godzinie, jak Amy wróciła z Grégoirem do stajni, ja siodłałem ogiera.
Wyprowadziłem go na lonżownik i skróciłem sobie odpowiednio strzemiona. Na konia wysadził mnie Pan Aaron. Kurcze......Wysokie z tego ogiera bydle. Oczywiście była również przy tym Pani Waleria. Chociaż znaleźli się jeszcze dodatkowi gapie. Grégoire przyciągnął Amy pod lonżownik chcąc bardzo zobaczyć wyścigowego konia. Włożyłem nogi do strzemion. Strasznie dziwnie się czułem w tak krótkich strzemionach,ale będę musiał się przyzwyczaić. Przekłusowałem go chwilę ,a potem przeszedłem do galopu. Przytrzymywałem go robiąc półsiad. Koń był szybki. Nawet bardzo szybki. W pewnej chwili wystraszył się czegoś. No tak nowe otoczenie. Shadow jednak stanął dęba. A potem ruszył jak gdyby nigdy nic cwałem. I strzelił porządnego barana. Po chwili zatrzymał się, a ja wleciałem na jego szyję. Nie było jak go uspokoić. Ponownie stanął dęba i zaraz po porządnie mi bryknął. Wyleciałem w powietrze i trzasnąłem mocno w piach. Koń szalał chwilę , ale z tego co zauważyłem Pan Aaron go złapał. Miałem mroczki przed oczami i jakbym nie mógł złapać oddechu. Po kilku sekundach gwałtownie wciągnąłem powietrze do płuc.
-Lucas żyjesz?-zapytała przestraszona Pani Waleria.
-Heh żyję. Ale jedno wiem. Na pierwszą jazdę na koniu, który jest tu pierwszy raz. Już nigdy nie będę dawał takich krótkich strzemion -powiedziałem z uśmiechem.
Podniosłem się jakoś i oparłem o płot. Czułem ból w klatce piersiowej. Pewnie jakieś żebro złamałem.
(?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz