Może jeszcze uda się by to Suzi na niej pojechała - pomyślałam i dalej stępowałam po kółku. Musiałam wyglądać dość zabawnie, miałam chyba poważną minę i oczy nie wiadomo skąd, bo Lucas zaczął się pod nosem śmiać i wyrwał mnie z mojej sfery marzeń. Popatrzyłam się na niego ze złością i wyjechałam z czworoboku, kierując się na stajnię. Greg został dzisiaj w domu, więc musiałam się pośpieszyć, by nie siedział cały dzień sam. Szybko odstawiłam konia i poprosiłam by jeden ze stajennych przykrył ją cienką derką. Była przepocona, a wiał dość duży wiatr. Przebrałam się i zadzwoniłam do Raphaela.
- Przepraszam Cię, nie mogę. Mamy pewnie problemy. Musimy o tym porozmawiać w domu.
Zaniepokoiło mnie to bardzo. Szybko zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę lasu.
- Amt, co się stało? - zatrzymał mnie Lucas.
No w sumie miałam wkurzoną, a zarazem zmartwioną minę, ale żeby od razu coś się musiało dziać?
- Nic - popchnęłam go lekko i poszłam dalej. Chłopak szedł za mną bez słowa - Co ty próbujesz wyczyniać? - zatrzymałam się.
- Jak będziesz potrzebować pomocy, to postaram Ci się pomóc. Takiej miny jeszcze nie miałaś. Więc dzieje się coś poważnego.
- Sama jeszcze nie wiem. Mogę się tylko domyślać... jeżeli jest to co o czym myślę... To możemy się już nie spotkać - zobaczyłam jego lekko zszokowaną minę i przez to zachciało mi się płakać.
Odwróciłam się i biegiem wróciłam do domu. Rzuciłam torbę na schody i poszłam do biura Raphaela. Te "ważne sprawy" zawsze tam załatwialiśmy.
- Tak jak się obawiałem i przed czym próbowałem Cię uchronić. Znaleźli w końcu dokumenty, które wyraźnie mówią, co ma się stać po ich śmierci. W sumie dziwię się, ze w ich wieku już byli na to przygotowani - kontynuował z poważną miną Raphael - Z racji tego, że nie znałem twoich rodziców w ogóle, jak się domyślasz, nie ja jestem tu napisany. Jest tu wymieniona twoja babcia...
- Umarła pół roku temu - prawie już płakałam.
- Tak, wiem. Jest tu jeszcze jedna osoba. Twoja ciocia. Jedyna rodzina, z racji tego, że twój ojciec był jedynakiem, a matka miała tylko siostrę. Nie mam do niej żadnych kontaktów. Nie widnieje w żadnej bazie danych. Tak jakby się rozpłynęła... ale... jak jej nie znajdę i nie będę miał odpowiednich papierów zostaniesz zabrana do domu dziecka.
- I ty to mówisz tak spokojnie, tak? Super. Trzeba było od razu mnie tam zaprowadzić - usiadłam na fotelu i zwinęłam się w kulkę.
- Po to Maria przyjechała. Przeczesujemy wszystkie banki, opieki społeczne, wszystko by tylko ją znaleźć. Jak wiesz i tak nie dam Cię zabrać. Nie ma się co denerwować. Znajdę ją, nie ważne za jaką cenę.
- Rodzina mamy była rolnikami, czytaj biedakami. Tylko ona wyszła na prostą i poszła na studia. Mam jej dziennik, albumy. Jest tam ciocia. Nie chodziła do żadnej szkoły, nic. Tylko pracowała przy zbieraniu ziemniaków - pokręciłam oczami i usiadłam normalnie - Nie ma tam nic o jej późniejszym życiu. Na pogrzebie babci też jej nie było... ej... dziadek żyje. Może on nam pomoże. Może ona nadal tam jest?
- Amy... nie wydaje mi się...
- Czemu niby? Warto spróbować!
- Cała tamta wieś spłonęła ponad rok temu. Babcia wtedy właśnie podupadła na zdrowiu,a potem zmarła. Podobno nie zostało tam nic.
- Nie, nie, nie. No to gdzie on się podział?
- Mieszka w starej kamiennicy w Paryżu. Rozmawiałem z nim. Nic o niej nie wie. Tak jak powiedziałem. Rozpłynęła się.
Wyszłam. Nie mam nerw na takie rzeczy. Będę jej szukać na własną rękę. Amanda Arnaud. Od teraz będę jej szukać sama. Weszłam do pokoju, gdzie na łóżku leżał Joker, a Greg grał na komputerze.
- Pomożesz mi szukać. Amanda Arnaud.
- Nie rozumiem.To jest ta twoja ciotka? - popatrzył na mnie zdziwiony.
- Tak. Przeczytałam o niej w dzienniku mamy...
- Wiesz. Lucas do mnie dzwonił. Powiedział, że dość dziwnie się zachowywałaś i ...
- Tak, wiem przecież jak to wyglądało. Powiedziałam mu prawdę... Niestety. Ciekawe co robi...Zna dość dużo ludzi z ... ulicy. Może oni mu by pomogli...
(Lucas?)
sobota, 3 października 2015
piątek, 2 października 2015
Od Lucasa - C.D Amy
Odwróciłem się do Amy i skinąłem głową. W sumie Batis była już przyszykowana.
- Dobra. Wyprowadzaj ją- oznajmiłem
- Super! Dzięki ! - krzyknęła zadowolona
Zaśmiałem się pod nosem i czekałem na nie na czworoboku. Po 10 minutach już stępowały.
- Stęp zebrany , a potem wyciągnięty - powiedziałem do Amy
Dziewczyna szybko wykonała moje polecenie i nieźle im to wyszło.
- Świetnie. Teraz chce zobaczyć ładne przejście do kłusa - dodałem.
Dziewczyny zaczęły kłusować dość powoli.
- Dobra. Anglezuj , Potem wolta , kłus wysiadywany i ustępowanie od łydki( chody boczne) - krzyknąłem
Kłopotów trochę było z ustępowaniem od łydki , ale Amy wybrnęła robiąc lotną zmianę nogi.
- Bardzo dobrze - skinąłem głową - A teraz galopem !
Amy zagalopowała. Lotna zmiana nogi. Galop zebrany i wyciągnięty.
Po chwili przyszła Panu Wal.
- Pani Wal może pomyśli Pani nad wystawieniem Batis do zawodów podstawowych. Dobrze sobie radzi - wyjaśniłem.
- Przemyślę to - skinęła głową i patrzyła na Amy.
(Amy?)
- Dobra. Wyprowadzaj ją- oznajmiłem
- Super! Dzięki ! - krzyknęła zadowolona
Zaśmiałem się pod nosem i czekałem na nie na czworoboku. Po 10 minutach już stępowały.
- Stęp zebrany , a potem wyciągnięty - powiedziałem do Amy
Dziewczyna szybko wykonała moje polecenie i nieźle im to wyszło.
- Świetnie. Teraz chce zobaczyć ładne przejście do kłusa - dodałem.
Dziewczyny zaczęły kłusować dość powoli.
- Dobra. Anglezuj , Potem wolta , kłus wysiadywany i ustępowanie od łydki( chody boczne) - krzyknąłem
Kłopotów trochę było z ustępowaniem od łydki , ale Amy wybrnęła robiąc lotną zmianę nogi.
- Bardzo dobrze - skinąłem głową - A teraz galopem !
Amy zagalopowała. Lotna zmiana nogi. Galop zebrany i wyciągnięty.
Po chwili przyszła Panu Wal.
- Pani Wal może pomyśli Pani nad wystawieniem Batis do zawodów podstawowych. Dobrze sobie radzi - wyjaśniłem.
- Przemyślę to - skinęła głową i patrzyła na Amy.
(Amy?)
Od Amy - C.D Lucasa
- Bardzo często jeżdzę z nim przy muzyce. I zawsze wtedy chodzi jak w zegarku. Chyba po prostu to lubi - poklepalam konia po szyji i jeszcze raz ruszyłam galopem. Mimo tak krótkich przygotowań to chyba specjalnie dla mnie skakał przez wszystko co mu tylko kazałam. Właśnie takiego konia pamietam. Od źrebaka był mój i to ja byłam pierwsza osoba która na niego wsiadła. Był po prostu takim misiem który jak wsadziło mu sie siodło i jeźdźca miało sie wrażenie, że jest już doświadczonym koniem. Byłam z niego taka dumna.
- Lucas przygotował bys mi Art'a? Od razu bym na niego wsiadła.
Chłopak kiwnął głową i poszedł do stajni. Ja przejechałam mały parkur ustawiony dla sportowego kuca i poprosiłam Grega by stepował z nim dookoła. Szybciutko przeniosłam sie na Art'a i ponad godzinę szlifowałam układ. Po lekcji sama zajęłam sie koniem i poszłam poszukać Lucasa.
- Ej ty! - krzyknęłam, a Lucas szybko sie odwrócił - Suzi napisała mi, że jej nie będzie. Ćwiczyli z Batis? Może w końcu uda mi sie namówić panią Wal na te zawody dla niej. Co o tym myślisz?
(Lucas?)
- Lucas przygotował bys mi Art'a? Od razu bym na niego wsiadła.
Chłopak kiwnął głową i poszedł do stajni. Ja przejechałam mały parkur ustawiony dla sportowego kuca i poprosiłam Grega by stepował z nim dookoła. Szybciutko przeniosłam sie na Art'a i ponad godzinę szlifowałam układ. Po lekcji sama zajęłam sie koniem i poszłam poszukać Lucasa.
- Ej ty! - krzyknęłam, a Lucas szybko sie odwrócił - Suzi napisała mi, że jej nie będzie. Ćwiczyli z Batis? Może w końcu uda mi sie namówić panią Wal na te zawody dla niej. Co o tym myślisz?
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Spojrzałem na dziewczynę i uśmiechnąłem się zadowolony.
-Jasne, że jadę !-powiedziałem triumfalnie.
W tym samym momencie Pani Wal , spiorunowała mnie wzrokiem. Skuliłem się trochę.
-Ale w tedy kiedy oczywiście. Nasza kochana trenerka mi pozwoli -uśmiechnąłem się ponownie , do Pani Walerii.
-No, zobaczymy -odparła i wydała komendę Amy.
Patrzyłem na Ciel'a , który ciągle nie mógł się skupić. Spojrzałem na Grega.
-Greg przynieś gitarę -poprosiłem
Ogier dodatkowo był spięty przy oxerze ,dalej. Po chwili zobaczyłem Grega , który podał mi gitarę.
-Co wy kombinujecie?-zapytała się Amy i Pani Wal.
-Zobaczycie -wyjaśniłem
Po chwili zacząłem grać piratów z karaibów na gitarze- https://www.youtube.com/watch?v=e_k-yLShHC8
Od razu Ciel się rozluźnił i galopował pod muzykę. I już się tak nie spinał przy przeszkodach. Grałem tak do puki nie przejechali perfekto całego parkuru.
-Stary! Nie mówiłeś , że potrafisz grać na gitarze-odparł Greg
-Bo nie pytałeś-zaśmiałem się -I jak Amy?! Ciel lepiej chodził?
(Amy?)
-Jasne, że jadę !-powiedziałem triumfalnie.
W tym samym momencie Pani Wal , spiorunowała mnie wzrokiem. Skuliłem się trochę.
-Ale w tedy kiedy oczywiście. Nasza kochana trenerka mi pozwoli -uśmiechnąłem się ponownie , do Pani Walerii.
-No, zobaczymy -odparła i wydała komendę Amy.
Patrzyłem na Ciel'a , który ciągle nie mógł się skupić. Spojrzałem na Grega.
-Greg przynieś gitarę -poprosiłem
Ogier dodatkowo był spięty przy oxerze ,dalej. Po chwili zobaczyłem Grega , który podał mi gitarę.
-Co wy kombinujecie?-zapytała się Amy i Pani Wal.
-Zobaczycie -wyjaśniłem
Po chwili zacząłem grać piratów z karaibów na gitarze- https://www.youtube.com/watch?v=e_k-yLShHC8
Od razu Ciel się rozluźnił i galopował pod muzykę. I już się tak nie spinał przy przeszkodach. Grałem tak do puki nie przejechali perfekto całego parkuru.
-Stary! Nie mówiłeś , że potrafisz grać na gitarze-odparł Greg
-Bo nie pytałeś-zaśmiałem się -I jak Amy?! Ciel lepiej chodził?
(Amy?)
poniedziałek, 28 września 2015
Od Amy - C.D Lucasa
Greg był oblegany przez zwierzęta, a ja usiadłam na moim śpiworze i przykryłam sie kocem. Z torby wyjęłam książkę ,,Wiedźmin" i zaczęłam czytać. Chłopaki coś tam gadali o tych 'męskich sprawach' , a ja starałam się olewać wszystko co sie działo wokół. Pani Waleria żałowała wszystkich i zaprosiła na ognisko. Z racji tego, że Sophie, Ben i Julie tez jeszcze byli, rownież zostali zaproszeni. Do około 3 wszyscy siedzieli wokół ognia i robili pianki i kiełbaski. Opowiadali straszne historie i jakieś śmieszne rzeczy które kiedyś zrobili albo wydarzyły sie przez przypadek. Pani Waleria poruszyła temat zawodów i kadry, ale nikt w tak piękną noc nie chciał o tym rozmawiać. Gdy już miałam dość poszłam sie wykapać i położyłam się. Słyszałam jak Greg gra na gitarz, a ja sama wyjęłam rysownik i zaczęłam rysować. Od samego rana obudził mnie kogut, chłopaków już nie było, ale w ogóle ich tu nie było.
- Hmm... No nie ważne. Chce iść spać - opadłam na poduszkę i patrzyłam w sufit.
- Amy! Trenujemy od samego rana! Skoki! - krzyczała pani Wal - Bedą oxery.
Wstałam ospale i poszłam do szatni po strój do jazdy. Było jeszcze dość chłodno wiec zostałam w swetrze i ubrałam stare przetarte bryczesy. Gdy jechałam już z Ciel'em na padok chłopscy już tam byli. Przypomniało mi sie, ze Lucas tez miał jechać na te zawody. Ale ma przecież złamane żebro.
- Lucas... Jedziesz na te zawody? Z tym żebrem? - popatrzyłam na niego z lekką troską.
(Lucas?)
- Hmm... No nie ważne. Chce iść spać - opadłam na poduszkę i patrzyłam w sufit.
- Amy! Trenujemy od samego rana! Skoki! - krzyczała pani Wal - Bedą oxery.
Wstałam ospale i poszłam do szatni po strój do jazdy. Było jeszcze dość chłodno wiec zostałam w swetrze i ubrałam stare przetarte bryczesy. Gdy jechałam już z Ciel'em na padok chłopscy już tam byli. Przypomniało mi sie, ze Lucas tez miał jechać na te zawody. Ale ma przecież złamane żebro.
- Lucas... Jedziesz na te zawody? Z tym żebrem? - popatrzyłam na niego z lekką troską.
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Spojrzeliśmy po sobie z Greg' iem i uśmiechnęliśmy się złowrogo do Amy. Nim ona cokolwiek zrobiła. Zaczęliśmy ją obaj łaskotać. Wybuchnęliśmy wszyscy nie pochamowanym śmiechem. Jednak szybko usłyszałem jak jeden z koni kopie w boks.
- Eh. Obowiązki wzywają - odparłem
Zszedłem na dół i okazało się że to był Shadow. Wyczyściłem go , dałem marchewkę i wróciłem do towarzystwa. Ale nie byliśmy sami na sianie. Przecież mamy na stajni również mały zwierzyniec. Przyłączyły się do nas głównie koty i psy.
- I co z nerwusem ?- zapytali
- Odnerwicowany - zaśmiałem się.
Położyłem się na sianie a jeden z kotów zwinął się w kulke na moim brzuchu i zaczął mruczeć zadowolony. Zaśmiałem się cicho gdy zobaczyłem że na Grega rzuciła się gromada zwierzaków.
- No pani matko - zwróciłem się do Greg' a - Jak tam twoje dzieci ?
Z Amy wybuchnęliśmy niepochamowanym śmiechem.
( Amy ?)
- Eh. Obowiązki wzywają - odparłem
Zszedłem na dół i okazało się że to był Shadow. Wyczyściłem go , dałem marchewkę i wróciłem do towarzystwa. Ale nie byliśmy sami na sianie. Przecież mamy na stajni również mały zwierzyniec. Przyłączyły się do nas głównie koty i psy.
- I co z nerwusem ?- zapytali
- Odnerwicowany - zaśmiałem się.
Położyłem się na sianie a jeden z kotów zwinął się w kulke na moim brzuchu i zaczął mruczeć zadowolony. Zaśmiałem się cicho gdy zobaczyłem że na Grega rzuciła się gromada zwierzaków.
- No pani matko - zwróciłem się do Greg' a - Jak tam twoje dzieci ?
Z Amy wybuchnęliśmy niepochamowanym śmiechem.
( Amy ?)
Od Amy - C.D Lucasa
Ja rozmawiałam jeszcze z panią Wal, gdy Greg poszedł do Lucasa. To prawda smutne to, ale jak mi wszyscy mówią "Trzeba iść dalej, nic nie zrobisz".
- Szkoda mi go. Opowiadał mi ogrodzie o jego rodzinie.
- Chyba dobrze wiesz jak on sie czuje Amy, no tak jakby... Ale już nic nie będę mowić. Dostała rozpiskę? Bedą tak którzy szukają osób do kadry młodzików. Może Ci sie uda - uśmiechnęła sie i poszła w druga stronę.
Podeszłam do Grega.
- Raphael przyjedzie po nas za godzinę. I mogę Cię na słówko?
Poszliśmy przed stajnie.
- Nie powinnismy z nim o tym rozmawiać. I tak nic nie zrobimy a przez przypadek możemy jeszcze bardziej go dobić.
Greg popatrzył na mnie, a potem w stronę boksów.
- Na pewno?
- Tak mi sie wydaje. Weź co z nim zrób i zając mu myśli.
- Może porozmawiamy o tobie - zaśmiał sie chłopak.
- Jak zwykle śmieszny i lubiany Greg chce gadać tylko o jednym - uśmiechnęłam sie.
Nagle podeszła do nas Suzi.
- Amy, gdzie jest Lucas. Mialam z nim mieć lekcje.
Świetnie!
- Jest w boksie swojego konia, karz mu coś robić, by nawet nie miał czasu myślec - pośpieszyłam ja.
- Może ty tez masz ochotę wsiąść?
- No nie wiem... Na kogo?
- Kogo tylko sobie wybierzesz.
No ale oczywiście ja mu wybrałam Pepe. Poszłam na hale gdzie już była Suzi z Lukasem. Uśmiechnęłam sie do nich i wprowadziłam Pepe na hale.
- Lucas, może sie zamienimy? Pogadacie sobie, a ja poćwiczę z Suzi przed zawodami.
Siedzielismy tam wszyscy pona godzinę. W końcu w drzwiach pojawił sie Raphael ze śpiworami w ręku.
- Hmmm... Słyszałem od Aarona, ze dzisiaj nocujących na sianie. Jakaś warta czy coś - zaśmiał sie i położył worki przy drzwiach. Popatrzyłam na chłopaków zdziwiona, a oni na mnie. No ale dobra, w sumie ostatnio spałam tu jak byłam mała. Rozłożyłam śpiwory na strychu na sianie.
- No i jak - rozłożyłam ręce gdy chłopaki weszli na gore. Wszystko było pozamiatane i ułożone. Nigdy nie było tu tak czysto.
- To co robimy zanim zapadnie noc? - zaśmialam sie.
(Lucas?)
- Szkoda mi go. Opowiadał mi ogrodzie o jego rodzinie.
- Chyba dobrze wiesz jak on sie czuje Amy, no tak jakby... Ale już nic nie będę mowić. Dostała rozpiskę? Bedą tak którzy szukają osób do kadry młodzików. Może Ci sie uda - uśmiechnęła sie i poszła w druga stronę.
Podeszłam do Grega.
- Raphael przyjedzie po nas za godzinę. I mogę Cię na słówko?
Poszliśmy przed stajnie.
- Nie powinnismy z nim o tym rozmawiać. I tak nic nie zrobimy a przez przypadek możemy jeszcze bardziej go dobić.
Greg popatrzył na mnie, a potem w stronę boksów.
- Na pewno?
- Tak mi sie wydaje. Weź co z nim zrób i zając mu myśli.
- Może porozmawiamy o tobie - zaśmiał sie chłopak.
- Jak zwykle śmieszny i lubiany Greg chce gadać tylko o jednym - uśmiechnęłam sie.
Nagle podeszła do nas Suzi.
- Amy, gdzie jest Lucas. Mialam z nim mieć lekcje.
Świetnie!
- Jest w boksie swojego konia, karz mu coś robić, by nawet nie miał czasu myślec - pośpieszyłam ja.
- Może ty tez masz ochotę wsiąść?
- No nie wiem... Na kogo?
- Kogo tylko sobie wybierzesz.
No ale oczywiście ja mu wybrałam Pepe. Poszłam na hale gdzie już była Suzi z Lukasem. Uśmiechnęłam sie do nich i wprowadziłam Pepe na hale.
- Lucas, może sie zamienimy? Pogadacie sobie, a ja poćwiczę z Suzi przed zawodami.
Siedzielismy tam wszyscy pona godzinę. W końcu w drzwiach pojawił sie Raphael ze śpiworami w ręku.
- Hmmm... Słyszałem od Aarona, ze dzisiaj nocujących na sianie. Jakaś warta czy coś - zaśmiał sie i położył worki przy drzwiach. Popatrzyłam na chłopaków zdziwiona, a oni na mnie. No ale dobra, w sumie ostatnio spałam tu jak byłam mała. Rozłożyłam śpiwory na strychu na sianie.
- No i jak - rozłożyłam ręce gdy chłopaki weszli na gore. Wszystko było pozamiatane i ułożone. Nigdy nie było tu tak czysto.
- To co robimy zanim zapadnie noc? - zaśmialam sie.
(Lucas?)
Od Lucasa- C.D Amy
Spojrzałem na nią ,a potem na Stalliona. Szedł tuż za nami , spokojnie i przyglądał się mi.
-Rozumiem -westchnąłem-Poczekam....... Poczekam chodź by wieczność.
Amy popatrzyła na mnie zszokowana ,ale jednak uśmiechnęła się w moją stronę delikatnie.
-Przyjechałeś tutaj, mimo iż nie powinieneś wsiadać na konia. Tym bardziej galopować ,dlaczego?-zapytała
-Martwiłem się. Ale to nie z powodu, że uważam Cię za 5-latkę -zaśmiałem się
W tym samym momencie, ona też zaczęła się trochę śmiać.
-Tylko dla tego, że mi na tobie zależy -puściłem jej oczko. W końcu po 20 minutach dotarliśmy na miejsce. Pani Waleria podbiegła do mnie i złapała mnie za ramiona.
-Zwariowałeś Lucas!-krzyknęła przejęta i zaczęła mną trząść za ramiona.
Amy spojrzała na nas i zaśmiała się pod nosem.
-Pani Wal, proszę -powiedziałem z uśmiechem.
Ona puściła mnie, a nim się obejrzałem, oczywiście ganiali dookoła mnie mężczyźni z karetki. Po chyba godzinie wreszcie wypuścili mnie z niej.
-No i co?-zapytał Greg i Amy
-Nie wiem. Pani Walerio?-zwróciłem się do niej, gdy tylko pożegnała ratowników.
-Głąbie! Masz szlaban na jazdę konną co najmniej przez miesiąc. Masz połamane żebra. -mruknęła podenerwowana.
-Przepraszam....mamo-zaśmiałem się z innymi.
Jednak zaraz mina mi zrzedła. Gdy przypomniałem sobie, co Ben mi wczoraj powiedział. O tym, że moja prawdziwa matka jest chora na raka.
-Co jest?-zapytał Greg
-Nic, idę odprowadzić Stalliona-odparłem
Wziąłem ogiera i zaprowadziłem go do boksu. Oczywiście wiedziałem, że Pani Waleria , odpowiedziała Amy i Greg'owi o wczorajszym zajściu. Ciekawie. Wszedłem do boksu Stalliona i zacząłem go czyścić. Po chwili pojawił się Greg. Wiedziałem, że za niedługo zobaczę tutaj Amy.
-Jak się z tym czujesz?-zapytał chłopak
-A jak mam się czuć, z tym, że ojciec który się mną nie interesował od małego, nagle zaczął gdy się wyprowadziłem. I że matka, którą kochałem ponad życie, która mnie porzuciła jest chora na raka i wróciła by się ze mną pożegnać.-odparłem
-No.......nie ciekawa sytuacja -przyznał
-Właśnie......-westchnąłem zrezygnowany.
(Amy?)
-Rozumiem -westchnąłem-Poczekam....... Poczekam chodź by wieczność.
Amy popatrzyła na mnie zszokowana ,ale jednak uśmiechnęła się w moją stronę delikatnie.
-Przyjechałeś tutaj, mimo iż nie powinieneś wsiadać na konia. Tym bardziej galopować ,dlaczego?-zapytała
-Martwiłem się. Ale to nie z powodu, że uważam Cię za 5-latkę -zaśmiałem się
W tym samym momencie, ona też zaczęła się trochę śmiać.
-Tylko dla tego, że mi na tobie zależy -puściłem jej oczko. W końcu po 20 minutach dotarliśmy na miejsce. Pani Waleria podbiegła do mnie i złapała mnie za ramiona.
-Zwariowałeś Lucas!-krzyknęła przejęta i zaczęła mną trząść za ramiona.
Amy spojrzała na nas i zaśmiała się pod nosem.
-Pani Wal, proszę -powiedziałem z uśmiechem.
Ona puściła mnie, a nim się obejrzałem, oczywiście ganiali dookoła mnie mężczyźni z karetki. Po chyba godzinie wreszcie wypuścili mnie z niej.
-No i co?-zapytał Greg i Amy
-Nie wiem. Pani Walerio?-zwróciłem się do niej, gdy tylko pożegnała ratowników.
-Głąbie! Masz szlaban na jazdę konną co najmniej przez miesiąc. Masz połamane żebra. -mruknęła podenerwowana.
-Przepraszam....mamo-zaśmiałem się z innymi.
Jednak zaraz mina mi zrzedła. Gdy przypomniałem sobie, co Ben mi wczoraj powiedział. O tym, że moja prawdziwa matka jest chora na raka.
-Co jest?-zapytał Greg
-Nic, idę odprowadzić Stalliona-odparłem
Wziąłem ogiera i zaprowadziłem go do boksu. Oczywiście wiedziałem, że Pani Waleria , odpowiedziała Amy i Greg'owi o wczorajszym zajściu. Ciekawie. Wszedłem do boksu Stalliona i zacząłem go czyścić. Po chwili pojawił się Greg. Wiedziałem, że za niedługo zobaczę tutaj Amy.
-Jak się z tym czujesz?-zapytał chłopak
-A jak mam się czuć, z tym, że ojciec który się mną nie interesował od małego, nagle zaczął gdy się wyprowadziłem. I że matka, którą kochałem ponad życie, która mnie porzuciła jest chora na raka i wróciła by się ze mną pożegnać.-odparłem
-No.......nie ciekawa sytuacja -przyznał
-Właśnie......-westchnąłem zrezygnowany.
(Amy?)
Od Amy - C.D Lucasa
- Wszyscy nadal uważają mnie za 5-latkę? Mam już was wszystkich dość... Chce sie skupić na zawodach... Tak, wygrywanie daje mi szczęście - popatrzyłam mu ze wściekłością w oczy.
- Amy...
Wyrwałam mu rękę z uścisku.
- Sama potrafię sie o siebie zadbać. A ty... jeźdz to lekarza... Hmm... Wiesz co? Lubię Cię, nawet bardzo. Ale czas, dać czas - powiedziałam i zaczęłam iść powoli do stajni. Lucas szedł obok mnie.
- Przepraszam. Nigdy nie miałam chłopaka i nie myślałam ze to sie zmieni. Jestem inna, mam nietypowy charakter i pasje z której ludzie sie śmieją. Staram sie być sobą. Mimo, ze ludzie oczekują czegoś innego. Tak samo nigdy nawet nie chciałam mieć chłopaka. Jako dzieci bawiliśmy sie z Greg'iem. W sumie nawet myśleliśmy ze coś z tego będę - zaśmiałem sie pod nosem - pozostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. I jakoś za tamtym czymś nie tęsknie. Nic sie nie zmieniło, no ale byliśmy dziećmi. My już byśmy nimi nie byli... Wole mieć przyjaciela, niż chłopaka - popatrzyłam na niego, a potem pod nogi.
(Lucas?)
- Amy...
Wyrwałam mu rękę z uścisku.
- Sama potrafię sie o siebie zadbać. A ty... jeźdz to lekarza... Hmm... Wiesz co? Lubię Cię, nawet bardzo. Ale czas, dać czas - powiedziałam i zaczęłam iść powoli do stajni. Lucas szedł obok mnie.
- Przepraszam. Nigdy nie miałam chłopaka i nie myślałam ze to sie zmieni. Jestem inna, mam nietypowy charakter i pasje z której ludzie sie śmieją. Staram sie być sobą. Mimo, ze ludzie oczekują czegoś innego. Tak samo nigdy nawet nie chciałam mieć chłopaka. Jako dzieci bawiliśmy sie z Greg'iem. W sumie nawet myśleliśmy ze coś z tego będę - zaśmiałem sie pod nosem - pozostaliśmy najlepszymi przyjaciółmi. I jakoś za tamtym czymś nie tęsknie. Nic sie nie zmieniło, no ale byliśmy dziećmi. My już byśmy nimi nie byli... Wole mieć przyjaciela, niż chłopaka - popatrzyłam na niego, a potem pod nogi.
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Spojrzałem na Grega z miną, zbitego psa.
-Co ją ugryzło?-zapytał zszokowany - I czemu mówiła, że jestem drugim tobą?
-Najwidoczniej to ja ją "ugryzłem" . Że tak powiem -westchnąłem
-Ale dla czego?-dopytał
-Może dla tego, że się w niej zakochałem......I pocałowałem?!- mruknąłem
Greg wyszczerzył oczy i spojrzał na mnie zszokowany. Westchnąłem i spuściłem wzrok.
-Ona też była moją miłością w dzieciństwie, teraz to przyjaciółka. Ale strasznie się zmieniła-dodał zmieszany
-Co ja mam robić........-mruknąłem-Obiecałem sobie, że będę się trzymał od niej z daleka.
-To chyba najgorsze co możesz zrobić.-odpowiedział
Nagle zobaczyłem na horyzoncie Bena. Spojrzałem zszokowany na Grega.
-Greg spław błagam tego faceta. Zwiedź stajnię, ja się zmywam i poszukam Amy. -powiedziałem szybko
-Powodzenia, będę na was czekał -odpowiedział
Pobiegłem szybko pod boks Stalliona i otworzyłem go. Wsiadłem na konia z trudnością oczywiście.
-Zwariowałeś?! Karetka ma przyjechać niedługo i sprawdzić co Ci jest, a ty na konia wsiadasz!-powiedział z wyrzutem Grégoire.
-Amy jest tego warta -dodałem
-Przyjacielu......-zaczął .Spojrzałem na niego z góry i skinąłem głową-Uważaj na siebie. Chociaż w sumie znam miejsce jej ulubione. Jest taki jeden wielki głaz, na którym są wyryte inicjały. -wyjaśnił
-Dzięki, wiem gdzie to jest. Przejeżdżałem tamtędy kiedyś -skinąłem głową do niego z uśmiechem.
Pogoniłem Stalliona i wyjechałem galopem ze stajni. Pojechałem w stronę wielkiego głazu, chociaż 20 minut zajęło mi szukanie go. Ał........przyznam że galop był okropny po tym upadku. Cała klatka piersiowa mnie bolała. W końcu znalazłem ten głaz. Zeskoczyłem z konia i szybko tego pożałowałem. Stęknąłem z bólu ,ale zobaczyłem Amy. Ona zeskoczyła z głazu i chciała uciec. Pobiegłem za nią i złapałem ją za rękę. Dziewczyna wyrywała się jednak , ja jej nie puszczałem.
-Nie uciekaj. Amy proszę Cię. Grégoire się o ciebie martwi. -poprosiłem
Zacisnąłem zęby, gdy mocniej się szarpnęła, a ja poczułem znów ból w klatce. No super, jeśli będzie się gorzej szarpała, to wyląduję seryjnie w szpitalu.
(Amy?)
-Co ją ugryzło?-zapytał zszokowany - I czemu mówiła, że jestem drugim tobą?
-Najwidoczniej to ja ją "ugryzłem" . Że tak powiem -westchnąłem
-Ale dla czego?-dopytał
-Może dla tego, że się w niej zakochałem......I pocałowałem?!- mruknąłem
Greg wyszczerzył oczy i spojrzał na mnie zszokowany. Westchnąłem i spuściłem wzrok.
-Ona też była moją miłością w dzieciństwie, teraz to przyjaciółka. Ale strasznie się zmieniła-dodał zmieszany
-Co ja mam robić........-mruknąłem-Obiecałem sobie, że będę się trzymał od niej z daleka.
-To chyba najgorsze co możesz zrobić.-odpowiedział
Nagle zobaczyłem na horyzoncie Bena. Spojrzałem zszokowany na Grega.
-Greg spław błagam tego faceta. Zwiedź stajnię, ja się zmywam i poszukam Amy. -powiedziałem szybko
-Powodzenia, będę na was czekał -odpowiedział
Pobiegłem szybko pod boks Stalliona i otworzyłem go. Wsiadłem na konia z trudnością oczywiście.
-Zwariowałeś?! Karetka ma przyjechać niedługo i sprawdzić co Ci jest, a ty na konia wsiadasz!-powiedział z wyrzutem Grégoire.
-Amy jest tego warta -dodałem
-Przyjacielu......-zaczął .Spojrzałem na niego z góry i skinąłem głową-Uważaj na siebie. Chociaż w sumie znam miejsce jej ulubione. Jest taki jeden wielki głaz, na którym są wyryte inicjały. -wyjaśnił
-Dzięki, wiem gdzie to jest. Przejeżdżałem tamtędy kiedyś -skinąłem głową do niego z uśmiechem.
Pogoniłem Stalliona i wyjechałem galopem ze stajni. Pojechałem w stronę wielkiego głazu, chociaż 20 minut zajęło mi szukanie go. Ał........przyznam że galop był okropny po tym upadku. Cała klatka piersiowa mnie bolała. W końcu znalazłem ten głaz. Zeskoczyłem z konia i szybko tego pożałowałem. Stęknąłem z bólu ,ale zobaczyłem Amy. Ona zeskoczyła z głazu i chciała uciec. Pobiegłem za nią i złapałem ją za rękę. Dziewczyna wyrywała się jednak , ja jej nie puszczałem.
-Nie uciekaj. Amy proszę Cię. Grégoire się o ciebie martwi. -poprosiłem
Zacisnąłem zęby, gdy mocniej się szarpnęła, a ja poczułem znów ból w klatce. No super, jeśli będzie się gorzej szarpała, to wyląduję seryjnie w szpitalu.
(Amy?)
niedziela, 27 września 2015
Od Amy - C.D Lucasa
Zostałam za płotem, a Grégoire pomógł Lucasowi wstać. Wyprowadził go i zaprowadził na najbliższą ławkę. A ja nadal stałam przy płocie i przyglądałam się ogierowi.
- Ile on ma lat? - podeszłam do pani Wal.
- Miesiąc temu skończył 2 lata.
- I już na nim jeżdżą? Mimo, że to wyścigi powinno się przecież w wieku minimum 3 lat - popatrzyłam na nią z ciekawością.
- To już nie nasza sprawa. Płaci za niego, my mamy zapewnić mu jeźdźca i opiekę, a w przyszłości zawody.
- Nie jeździ się u nas wyścigów, tak jak westernu. Więc skąd my weźmiemy mu jeźdźca? Nawet jak Lucas miał by na nim jeździć jest za duży i zbyt ciężki. To przecież musi być ktoś niski i strasznie chudy.
- Szukamy właśnie kogo takiego. Najlepiej by był jeszcze doświadczony... Nie pomagasz Lucasowi, mogło mu się coś stać. Sama zaraz do was dojdę tylko coś muszę zrobić z tym koniem.
Jak na rozkaz zaczęłam iść w stronę chłopaków. Gadali coś i się śmiali. Czułam coś, zę nie jestem im potrzebna.
- Amy - wstał do mnie Greg - a pamiętasz może tak jechałaś na pierwszy pokaz z kucem? Wyglądałaś świetnie i tych fioletowych włosach - położył swoją rękę na moim ramieniu i zaczął się śmieć.
Poczułam nagle jak Lucas przebija mnie wzrokiem.
- Tak, pamiętam. Wracamy już? - powiedziałam szorstko.
- Przecież miałaś zabrać jeszcze Art'a - przestał nagle się śmiać i dziwnie się na mnie popatrzył.
- Tak wiem... No to zostań tu sobie ze swoim kolegą ,a ja z nim potrenuję.
- Pójdę z tobą.
- Nie. Zostań tu z nim - wskazałam na Lucasa i poszłam po konia.
Jakieś 20 min. później wyszłam z Art'em na czworobok. Chłopacy przenieśli się wtedy na ławkę obok płotu. Starałam się skupić, ale oni co chwila śmiali się i opowiadali różne historię.
- Czy mogli byście w końcu się uciszyć?Staram się skupić.
- Em, no przestań już. Jak zwykle coś nie idzie po twojej myśli, to musisz wyżywać się na innych. Wszystko musi być perfekcyjnie, jak na perfekcjonistkę przystało? - Greg popatrzył się na mnie, a zaraz za nim Lucas.
- Dobra! - wyjechałam kłusem z czworoboku i udałam się na polanę by tam w spokoju poćwiczyć.
Po 10 min. drogi moim oczom ukazała się gigantyczna łąka na której zawsze z Lucasem się ścigałam.
- Najpierw przez niego nie mogłam się skupić, a teraz zabiera mi przyjaciela. Co ja takiego ostatnio zrobiłam światu, co koniku? - poklepałam Art'a i zaczęłam ćwiczyć z nim układ na zawody.
Gdy w końcu udało mi się go zrobić bezbłędnie galopem wróciłam do stajni. Zostawiłam konia w boksie i uporządkowałam rzeczy moich koni na wieszakach i skrzynkach.
- Em na co się cały dzień dąsasz? - w drzwiach zobaczyłam Greg'a.
Postanowiłam nie odpowiadać. Nie miałam ochoty mu nic tłumaczyć.
- Amy, Em, Amy. Poznałem Cię parę dni po tym jak trafiłaś do Raphaela i od tamtej chwili byliśmy nie rozłączni, potem ta przeprowadzka, wracam, a ty tak się jednak zmieniłaś. Nie sądziłem, że ta roześmiana Amy, którą zawsze byłaś, nagle staniesz się oziębłą 'białogłową'.
- Taa... uwielbiam te twoje teksty.
- Powiesz mi dlaczego się tak zmieniłaś?
- Zmieniłam się? Wydoroślałam...
- Taaa... no tak. Jesteś przecież dorosła, masz pracę i 5 dzieci. Coś się musiało stać. I to było chyba wtedy gdy dostałaś właśnie Art'a.
- Zachciało mi się wygrywać i jak na razie mi się to udaję.
- Mała, to nie musisz wygrywać...
- No normalnie drugi Lucas.... Co was to obchodzi?! - wyszłam, a za drzwiami za Gregiem stał Lucas. Zatrzymałam sie i popatrzyłam na niego.
- Dajcie mi już wreszcie wszyscy spokój! - szybkim krokiem wyszłam ze stajni i skierowałam sie w stronę lasu. Szlam do mojego ulubionego miejsca, wielkiego głazu.
(Lucas?)
- Ile on ma lat? - podeszłam do pani Wal.
- Miesiąc temu skończył 2 lata.
- I już na nim jeżdżą? Mimo, że to wyścigi powinno się przecież w wieku minimum 3 lat - popatrzyłam na nią z ciekawością.
- To już nie nasza sprawa. Płaci za niego, my mamy zapewnić mu jeźdźca i opiekę, a w przyszłości zawody.
- Nie jeździ się u nas wyścigów, tak jak westernu. Więc skąd my weźmiemy mu jeźdźca? Nawet jak Lucas miał by na nim jeździć jest za duży i zbyt ciężki. To przecież musi być ktoś niski i strasznie chudy.
- Szukamy właśnie kogo takiego. Najlepiej by był jeszcze doświadczony... Nie pomagasz Lucasowi, mogło mu się coś stać. Sama zaraz do was dojdę tylko coś muszę zrobić z tym koniem.
Jak na rozkaz zaczęłam iść w stronę chłopaków. Gadali coś i się śmiali. Czułam coś, zę nie jestem im potrzebna.
- Amy - wstał do mnie Greg - a pamiętasz może tak jechałaś na pierwszy pokaz z kucem? Wyglądałaś świetnie i tych fioletowych włosach - położył swoją rękę na moim ramieniu i zaczął się śmieć.
Poczułam nagle jak Lucas przebija mnie wzrokiem.
- Tak, pamiętam. Wracamy już? - powiedziałam szorstko.
- Przecież miałaś zabrać jeszcze Art'a - przestał nagle się śmiać i dziwnie się na mnie popatrzył.
- Tak wiem... No to zostań tu sobie ze swoim kolegą ,a ja z nim potrenuję.
- Pójdę z tobą.
- Nie. Zostań tu z nim - wskazałam na Lucasa i poszłam po konia.
Jakieś 20 min. później wyszłam z Art'em na czworobok. Chłopacy przenieśli się wtedy na ławkę obok płotu. Starałam się skupić, ale oni co chwila śmiali się i opowiadali różne historię.
- Czy mogli byście w końcu się uciszyć?Staram się skupić.
- Em, no przestań już. Jak zwykle coś nie idzie po twojej myśli, to musisz wyżywać się na innych. Wszystko musi być perfekcyjnie, jak na perfekcjonistkę przystało? - Greg popatrzył się na mnie, a zaraz za nim Lucas.
- Dobra! - wyjechałam kłusem z czworoboku i udałam się na polanę by tam w spokoju poćwiczyć.
Po 10 min. drogi moim oczom ukazała się gigantyczna łąka na której zawsze z Lucasem się ścigałam.
- Najpierw przez niego nie mogłam się skupić, a teraz zabiera mi przyjaciela. Co ja takiego ostatnio zrobiłam światu, co koniku? - poklepałam Art'a i zaczęłam ćwiczyć z nim układ na zawody.
Gdy w końcu udało mi się go zrobić bezbłędnie galopem wróciłam do stajni. Zostawiłam konia w boksie i uporządkowałam rzeczy moich koni na wieszakach i skrzynkach.
- Em na co się cały dzień dąsasz? - w drzwiach zobaczyłam Greg'a.
Postanowiłam nie odpowiadać. Nie miałam ochoty mu nic tłumaczyć.
- Amy, Em, Amy. Poznałem Cię parę dni po tym jak trafiłaś do Raphaela i od tamtej chwili byliśmy nie rozłączni, potem ta przeprowadzka, wracam, a ty tak się jednak zmieniłaś. Nie sądziłem, że ta roześmiana Amy, którą zawsze byłaś, nagle staniesz się oziębłą 'białogłową'.
- Taa... uwielbiam te twoje teksty.
- Powiesz mi dlaczego się tak zmieniłaś?
- Zmieniłam się? Wydoroślałam...
- Taaa... no tak. Jesteś przecież dorosła, masz pracę i 5 dzieci. Coś się musiało stać. I to było chyba wtedy gdy dostałaś właśnie Art'a.
- Zachciało mi się wygrywać i jak na razie mi się to udaję.
- Mała, to nie musisz wygrywać...
- No normalnie drugi Lucas.... Co was to obchodzi?! - wyszłam, a za drzwiami za Gregiem stał Lucas. Zatrzymałam sie i popatrzyłam na niego.
- Dajcie mi już wreszcie wszyscy spokój! - szybkim krokiem wyszłam ze stajni i skierowałam sie w stronę lasu. Szlam do mojego ulubionego miejsca, wielkiego głazu.
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Zobaczyłam jakiegoś chłopaka który przyjechał z Amy. Hmm jej chłopak czy co? A mówi , że nie skupia się na miłości. Nagle podeszła Pani Waleria.
-Lucas, co do twojego ojca i matki -zaczęła
-Niech Pani da mi spokój na ten temat-mruknąłem
-Co się stało?-Amy skierowała to pytanie do Walerii
-A co cię to obchodzi!- warknąłem
Amy spojrzała na mnie zszokowana, a ja odwróciłem się do Pani Wal.
-Idę przygotować boks dla nowego konia -mruknąłem.
Zaraz jednak spojrzałem na chłopaka, z którym w sumie dobrze mi się rozmawiało. Więc nie mam zamiaru na niego najeżdżać przecież.
-Do zobaczenia Grégoire - powiedziałem i odszedłem od nich.
Pobiegłem do wolnego boksu i pościeliłem go, wsypałem do żłobu owsa i jeszcze dałem tam trochę siana. Następnie usłyszałem jak pod stadninę podjeżdża samochód z przyczepą. Wyszedłem z uwiązem ze stadniny. Otworzyłem przyczepę i wyprowadziłem ogiera. Zaprowadziłem go do boksu i powiesiłem na drzwiczkach napis z jego imieniem : "Painted Shadow". Wróciłem się do mężczyzny który nam go przywiózł, po siodło i ogłowie. Następnie dostałem polecenie , że mam sprawdzić jak koń sobie radzi.
Po półtorej godzinie, jak Amy wróciła z Grégoirem do stajni, ja siodłałem ogiera.
Wyprowadziłem go na lonżownik i skróciłem sobie odpowiednio strzemiona. Na konia wysadził mnie Pan Aaron. Kurcze......Wysokie z tego ogiera bydle. Oczywiście była również przy tym Pani Waleria. Chociaż znaleźli się jeszcze dodatkowi gapie. Grégoire przyciągnął Amy pod lonżownik chcąc bardzo zobaczyć wyścigowego konia. Włożyłem nogi do strzemion. Strasznie dziwnie się czułem w tak krótkich strzemionach,ale będę musiał się przyzwyczaić. Przekłusowałem go chwilę ,a potem przeszedłem do galopu. Przytrzymywałem go robiąc półsiad. Koń był szybki. Nawet bardzo szybki. W pewnej chwili wystraszył się czegoś. No tak nowe otoczenie. Shadow jednak stanął dęba. A potem ruszył jak gdyby nigdy nic cwałem. I strzelił porządnego barana. Po chwili zatrzymał się, a ja wleciałem na jego szyję. Nie było jak go uspokoić. Ponownie stanął dęba i zaraz po porządnie mi bryknął. Wyleciałem w powietrze i trzasnąłem mocno w piach. Koń szalał chwilę , ale z tego co zauważyłem Pan Aaron go złapał. Miałem mroczki przed oczami i jakbym nie mógł złapać oddechu. Po kilku sekundach gwałtownie wciągnąłem powietrze do płuc.
-Lucas żyjesz?-zapytała przestraszona Pani Waleria.
-Heh żyję. Ale jedno wiem. Na pierwszą jazdę na koniu, który jest tu pierwszy raz. Już nigdy nie będę dawał takich krótkich strzemion -powiedziałem z uśmiechem.
Podniosłem się jakoś i oparłem o płot. Czułem ból w klatce piersiowej. Pewnie jakieś żebro złamałem.
(?)
-Lucas, co do twojego ojca i matki -zaczęła
-Niech Pani da mi spokój na ten temat-mruknąłem
-Co się stało?-Amy skierowała to pytanie do Walerii
-A co cię to obchodzi!- warknąłem
Amy spojrzała na mnie zszokowana, a ja odwróciłem się do Pani Wal.
-Idę przygotować boks dla nowego konia -mruknąłem.
Zaraz jednak spojrzałem na chłopaka, z którym w sumie dobrze mi się rozmawiało. Więc nie mam zamiaru na niego najeżdżać przecież.
-Do zobaczenia Grégoire - powiedziałem i odszedłem od nich.
Pobiegłem do wolnego boksu i pościeliłem go, wsypałem do żłobu owsa i jeszcze dałem tam trochę siana. Następnie usłyszałem jak pod stadninę podjeżdża samochód z przyczepą. Wyszedłem z uwiązem ze stadniny. Otworzyłem przyczepę i wyprowadziłem ogiera. Zaprowadziłem go do boksu i powiesiłem na drzwiczkach napis z jego imieniem : "Painted Shadow". Wróciłem się do mężczyzny który nam go przywiózł, po siodło i ogłowie. Następnie dostałem polecenie , że mam sprawdzić jak koń sobie radzi.
Po półtorej godzinie, jak Amy wróciła z Grégoirem do stajni, ja siodłałem ogiera.
Wyprowadziłem go na lonżownik i skróciłem sobie odpowiednio strzemiona. Na konia wysadził mnie Pan Aaron. Kurcze......Wysokie z tego ogiera bydle. Oczywiście była również przy tym Pani Waleria. Chociaż znaleźli się jeszcze dodatkowi gapie. Grégoire przyciągnął Amy pod lonżownik chcąc bardzo zobaczyć wyścigowego konia. Włożyłem nogi do strzemion. Strasznie dziwnie się czułem w tak krótkich strzemionach,ale będę musiał się przyzwyczaić. Przekłusowałem go chwilę ,a potem przeszedłem do galopu. Przytrzymywałem go robiąc półsiad. Koń był szybki. Nawet bardzo szybki. W pewnej chwili wystraszył się czegoś. No tak nowe otoczenie. Shadow jednak stanął dęba. A potem ruszył jak gdyby nigdy nic cwałem. I strzelił porządnego barana. Po chwili zatrzymał się, a ja wleciałem na jego szyję. Nie było jak go uspokoić. Ponownie stanął dęba i zaraz po porządnie mi bryknął. Wyleciałem w powietrze i trzasnąłem mocno w piach. Koń szalał chwilę , ale z tego co zauważyłem Pan Aaron go złapał. Miałem mroczki przed oczami i jakbym nie mógł złapać oddechu. Po kilku sekundach gwałtownie wciągnąłem powietrze do płuc.
-Lucas żyjesz?-zapytała przestraszona Pani Waleria.
-Heh żyję. Ale jedno wiem. Na pierwszą jazdę na koniu, który jest tu pierwszy raz. Już nigdy nie będę dawał takich krótkich strzemion -powiedziałem z uśmiechem.
Podniosłem się jakoś i oparłem o płot. Czułem ból w klatce piersiowej. Pewnie jakieś żebro złamałem.
(?)
Od Amy - C.D Lucasa
"Lepiej wygrywać niż być szczęśliwym" - w kółko te słowa chodziły mi po głowie.
- Przecież nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa, niż na rudzie honorowej, gdzie ja ją prowadziłam. Wiem, mówiłaś, że poznanie taty to najlepsze co Ci się w życiu wydarzyło, ale jakoś tego nigdy nie rozumiałam. Ja byłam szczęśliwa gdy dostałam pierwszą 5 w szkole, gdy nauczyłaś się jeździć na łyżwach, gdy wracaliście z pracy, no i ... Gdy Raphael mnie przygarnął. Najlepszy mężczyzna pod słońcem, prawie zawsze ma dla mnie czas i to on jako pierwszy dał mi możliwość codziennej jazdy do stajni. Bo wy nie mieliście czasu. Myślałam, że jestem szczęśliwa, a on mi mówi, że nie. Słuchać go czy nie... - wstałam i w końcu wróciłam do domu, gdzie czekała mnie dość miła niespodzianka.
- Amy! Pamiętasz panią Marie i jej syna, Grégoire?
- Jak mogła bym nie pamiętać - weszłam powoli do salonu i zauważyłam lekko już podstarzałą kobietę i chłopaka który siedział tyłem.
- Cześć, Amy - uśmiechnął się do mnie.
- Hej - machnęłam ręką.
- Mam parę spraw do załatwienia z Marią, więc może zajmiesz się Grégoire?
- Jasne - wzruszyłam ramionami i zaprosiłam go na górę. Znamy się od dzieciaka i to on podobno był moją pierwszą dziecięcą miłością.
- No, no Amy. Wyładniałaś, ale dwoje kiedyś rudawe włosy lekko zmieniły się - uśmiechnął się.
- Taa... Twoje w ogóle, tylko wiem. Już nie są od garnka - zaśmiałam się i usiadłam na łóżku, a on przyglądał się zdjęciom, porozwieszanym po pokoju.
- Jak zwykle, rysunki i zdjęcia... A no i konie - zaśmiał się - nigdy nie urośniesz.
- Pff... A co was sprowadza w te nudne progi?
- W sumie nie wiem, coś tam w firmie się dzieje. Jak usłyszałem, że jedziemy do was to pierwszy byłem w samochodzie.
- Taaa,,, ale już raczej w piaskownicy się bawić nie będziemy. Ile tu zostaniecie?
- Już mnie wyganiasz? Podobno kilka dni. W szkole mamy kilka dni wolnego więc spędzę je tutaj - uśmiechnął się i wskazał na zdjęcie - kto to?
- Hmm... To Lucas i Batiste.
- Twój chłopak? - popatrzył na mnie tym swoim dziwnym, a zarazem śmiesznych wzrokiem.
- Nie... kolega - lekko ściszyłam głos, chyba właśnie zrozumiałam o co mu wtedy chodziło - Wiesz co, jest już w miarę późno, może uszykujmy Wam pokój gościnny?
- Pani Mo się tym zajęła, czy ty próbujesz mnie olać, Amy znam Cię lepiej niż Raphael. Znam te twoje 'gry'. Ile to razy zostawiałaś mnie na środku pola, mówią ,,Zaraz wracam, tylko się nie ruszaj" i jak głupi siedziałem do nocy w jednym miejscu.
- Wiem, to była świetna zabawa... Wtedy taka była.
Przegadaliśmy całą noc, nie widzieliśmy się ponad 3 lata. Trzeba było to wszystko nadrobić. Razem zeszliśmy na śniadanie, a potem zabrałam go do stajni.
- Wiem, ze nigdy a nimi nie przepadałeś, ale ja tak, a muszę codziennie ćwiczyć. Więc musisz to przeboleć - mówiąc to ciągnęłam go za sobą.
- Wiesz, łatwiej by Ci było jak byś mnie puściła. Przez chwilę jeździłem konno, by zobaczyć co ty w tym widzisz, ale jakoś nie spodobało mi się to specjalnie.
- To może wsiądziesz na Art'a? Albo nie, zepsujesz go - uśmiechnęłam się i szybkim krokiem prowadziłam go do boksu Ciel'a.
Poprosiłam go by mi pomógł i wyczyścił go,a ja poszłam po rzeczy. Gdy wracałam zobaczyłam Lucasa obartego o karty boksu i chyba gadającego z Grégoirem. Szybko postarałam się go uratować.
- Hej Lucas, to Grégoire.
- Już to wiem - powiedział sucho i dziwnie nam się przyglądał.
(Lucas?)
- Przecież nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa, niż na rudzie honorowej, gdzie ja ją prowadziłam. Wiem, mówiłaś, że poznanie taty to najlepsze co Ci się w życiu wydarzyło, ale jakoś tego nigdy nie rozumiałam. Ja byłam szczęśliwa gdy dostałam pierwszą 5 w szkole, gdy nauczyłaś się jeździć na łyżwach, gdy wracaliście z pracy, no i ... Gdy Raphael mnie przygarnął. Najlepszy mężczyzna pod słońcem, prawie zawsze ma dla mnie czas i to on jako pierwszy dał mi możliwość codziennej jazdy do stajni. Bo wy nie mieliście czasu. Myślałam, że jestem szczęśliwa, a on mi mówi, że nie. Słuchać go czy nie... - wstałam i w końcu wróciłam do domu, gdzie czekała mnie dość miła niespodzianka.
- Amy! Pamiętasz panią Marie i jej syna, Grégoire?
- Jak mogła bym nie pamiętać - weszłam powoli do salonu i zauważyłam lekko już podstarzałą kobietę i chłopaka który siedział tyłem.
- Cześć, Amy - uśmiechnął się do mnie.
- Hej - machnęłam ręką.
- Mam parę spraw do załatwienia z Marią, więc może zajmiesz się Grégoire?
- Jasne - wzruszyłam ramionami i zaprosiłam go na górę. Znamy się od dzieciaka i to on podobno był moją pierwszą dziecięcą miłością.
- No, no Amy. Wyładniałaś, ale dwoje kiedyś rudawe włosy lekko zmieniły się - uśmiechnął się.
- Taa... Twoje w ogóle, tylko wiem. Już nie są od garnka - zaśmiałam się i usiadłam na łóżku, a on przyglądał się zdjęciom, porozwieszanym po pokoju.
- Jak zwykle, rysunki i zdjęcia... A no i konie - zaśmiał się - nigdy nie urośniesz.
- Pff... A co was sprowadza w te nudne progi?
- W sumie nie wiem, coś tam w firmie się dzieje. Jak usłyszałem, że jedziemy do was to pierwszy byłem w samochodzie.
- Taaa,,, ale już raczej w piaskownicy się bawić nie będziemy. Ile tu zostaniecie?
- Już mnie wyganiasz? Podobno kilka dni. W szkole mamy kilka dni wolnego więc spędzę je tutaj - uśmiechnął się i wskazał na zdjęcie - kto to?
- Hmm... To Lucas i Batiste.
- Twój chłopak? - popatrzył na mnie tym swoim dziwnym, a zarazem śmiesznych wzrokiem.
- Nie... kolega - lekko ściszyłam głos, chyba właśnie zrozumiałam o co mu wtedy chodziło - Wiesz co, jest już w miarę późno, może uszykujmy Wam pokój gościnny?
- Pani Mo się tym zajęła, czy ty próbujesz mnie olać, Amy znam Cię lepiej niż Raphael. Znam te twoje 'gry'. Ile to razy zostawiałaś mnie na środku pola, mówią ,,Zaraz wracam, tylko się nie ruszaj" i jak głupi siedziałem do nocy w jednym miejscu.
- Wiem, to była świetna zabawa... Wtedy taka była.
Przegadaliśmy całą noc, nie widzieliśmy się ponad 3 lata. Trzeba było to wszystko nadrobić. Razem zeszliśmy na śniadanie, a potem zabrałam go do stajni.
- Wiem, ze nigdy a nimi nie przepadałeś, ale ja tak, a muszę codziennie ćwiczyć. Więc musisz to przeboleć - mówiąc to ciągnęłam go za sobą.
- Wiesz, łatwiej by Ci było jak byś mnie puściła. Przez chwilę jeździłem konno, by zobaczyć co ty w tym widzisz, ale jakoś nie spodobało mi się to specjalnie.
- To może wsiądziesz na Art'a? Albo nie, zepsujesz go - uśmiechnęłam się i szybkim krokiem prowadziłam go do boksu Ciel'a.
Poprosiłam go by mi pomógł i wyczyścił go,a ja poszłam po rzeczy. Gdy wracałam zobaczyłam Lucasa obartego o karty boksu i chyba gadającego z Grégoirem. Szybko postarałam się go uratować.
- Hej Lucas, to Grégoire.
- Już to wiem - powiedział sucho i dziwnie nam się przyglądał.
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Spojrzałem zszokowany na dziewczynę i zamilkłem , myśląc co mam jej właśnie odpowiedzieć.
- Nie.......Ja ......nie staram się naprzykrzać -wydukałem - Nie chciałem żeby tak wyszło.....
Spojrzałem na grób przy którym siedziała dziewczyna. To pewnie jej zmarła matka.
- Faktycznie nie powinno Ci być głupio. To ja powinienem się zapaść pod ziemie przez ten mój wybryk - westchnąłem
Zaraz usłyszałem wibracje telefonu. Do była Pani Waleria. Wziąłem telefon do ręki i odebrałem.
- Lucas...... - powiedziała załamanym głosem - Wracaj na stajnię, ktoś chce Cię natychmiast widzieć.
- Do-Dobrze - wydukałem zdziwiony.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Amy. Usiadłem obok niej i objąłem ją powoli jedną ręką.
- Faktycznie masz maturę i zawody. Masz rację to było głupie z mojej strony. I masz rację , że masz ważniejsze rzeczy niż miłość i bycie w pełni szczęśliwym. Liczy się twoja wygrana. Więc Cię przepraszam. I lepiej, żebyś się do mnie nie zbliżała. Nie będę Cię w ten sposób rozpraszał -powiedziałem , chociaż ostatnie dwa zdania nie chciały mi przejść przez gardło.
- A teraz wybacz. Pani Waleria mnie wzywa na stadninę -odpowiedziałem.
Odbiegłem szybko od niej do swojego motoru. Założyłem szybko kask i kątem oka zauważyłem, że dziewczyna pobiegła za mną. Odpaliłem silnik motoru i odjechałem szybko z cmentarza. Po 20 minutach wróciłem do stajni. Poszedłem do biura i otworzyłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu w biurze czekała Pani Waleria , Pan Aaron oraz................mój ojciec?! Spojrzałem na swojego ojca, a potem z wyrzutem na właścicieli stadniny.
-Co ty tutaj robisz Ben-powiedziałem odwracając się do mojego ojca.
-Czemu nie tato?-westchnął skołowany.
-Nie zasługujesz u mnie na to miano-warknąłem
-Lucas. Proszę uspokój się -powiedział Pan Aaron i podszedł do mnie. Stanął obok mnie i położył mi rękę na ramieniu.
-Twój ojciec ma dla ciebie wiadomość -dodała Pani Waleria.
Czy może być coś gorszego dzisiaj? Bo akurat pokłóciłem się z Amy i bardzo mnie to boli. Czy ten świat już nie ma dla mnie litości. Na dodatek musiałem zobaczyć swojego ojca.
-To słucham Ben -powiedziałem niechętnie
-Chodzi o twoją matkę -zaczął
-Przecież , jest za granicą .......-mruknąłem
-Już nie...... - dodał - Wróciła parę miesięcy temu. Jej były partner ją porzucił.
-I chce wrócić do nas po tylu latach? Chcecie znów udawać szczęśliwą rodzinę jakby nic się nie stało!-krzyknąłem
-Synu, nie o to chodzi. Ona jest chora........ Na raka. Lekarze dają jej zaledwie kilka miesięcy życia. Wróciła po to , bo chciała zobaczyć Ciebie -dodał załamany.
Napiąłem wszystkie mięśnie i wziąłem głęboki wdech.
-Mogła o tym pomyśleć zanim mnie zostawiła, z tobą -warknąłem.
Wyrwałem się z uścisku Aarona i wyszedłem z ich biura.
-Lucas!-krzyknął za mną mój ojciec.
Zanim się ruszył z biura, ja wybiegłem szybkim tempem ze stajni. Pognałem do swojego domu, nawet nie oglądając się za siebie. Zamknąłem szczelnie i usiadłem na łóżku wyjmując stare zdjęcie. Nasza rodzina dawniej.
Ciekawe co teraz robi Amy?
(?)
- Nie.......Ja ......nie staram się naprzykrzać -wydukałem - Nie chciałem żeby tak wyszło.....
Spojrzałem na grób przy którym siedziała dziewczyna. To pewnie jej zmarła matka.
- Faktycznie nie powinno Ci być głupio. To ja powinienem się zapaść pod ziemie przez ten mój wybryk - westchnąłem
Zaraz usłyszałem wibracje telefonu. Do była Pani Waleria. Wziąłem telefon do ręki i odebrałem.
- Lucas...... - powiedziała załamanym głosem - Wracaj na stajnię, ktoś chce Cię natychmiast widzieć.
- Do-Dobrze - wydukałem zdziwiony.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Amy. Usiadłem obok niej i objąłem ją powoli jedną ręką.
- Faktycznie masz maturę i zawody. Masz rację to było głupie z mojej strony. I masz rację , że masz ważniejsze rzeczy niż miłość i bycie w pełni szczęśliwym. Liczy się twoja wygrana. Więc Cię przepraszam. I lepiej, żebyś się do mnie nie zbliżała. Nie będę Cię w ten sposób rozpraszał -powiedziałem , chociaż ostatnie dwa zdania nie chciały mi przejść przez gardło.
- A teraz wybacz. Pani Waleria mnie wzywa na stadninę -odpowiedziałem.
Odbiegłem szybko od niej do swojego motoru. Założyłem szybko kask i kątem oka zauważyłem, że dziewczyna pobiegła za mną. Odpaliłem silnik motoru i odjechałem szybko z cmentarza. Po 20 minutach wróciłem do stajni. Poszedłem do biura i otworzyłem drzwi. Ku mojemu zdziwieniu w biurze czekała Pani Waleria , Pan Aaron oraz................mój ojciec?! Spojrzałem na swojego ojca, a potem z wyrzutem na właścicieli stadniny.
-Co ty tutaj robisz Ben-powiedziałem odwracając się do mojego ojca.
-Czemu nie tato?-westchnął skołowany.
-Nie zasługujesz u mnie na to miano-warknąłem
-Lucas. Proszę uspokój się -powiedział Pan Aaron i podszedł do mnie. Stanął obok mnie i położył mi rękę na ramieniu.
-Twój ojciec ma dla ciebie wiadomość -dodała Pani Waleria.
Czy może być coś gorszego dzisiaj? Bo akurat pokłóciłem się z Amy i bardzo mnie to boli. Czy ten świat już nie ma dla mnie litości. Na dodatek musiałem zobaczyć swojego ojca.
-To słucham Ben -powiedziałem niechętnie
-Chodzi o twoją matkę -zaczął
-Przecież , jest za granicą .......-mruknąłem
-Już nie...... - dodał - Wróciła parę miesięcy temu. Jej były partner ją porzucił.
-I chce wrócić do nas po tylu latach? Chcecie znów udawać szczęśliwą rodzinę jakby nic się nie stało!-krzyknąłem
-Synu, nie o to chodzi. Ona jest chora........ Na raka. Lekarze dają jej zaledwie kilka miesięcy życia. Wróciła po to , bo chciała zobaczyć Ciebie -dodał załamany.
Napiąłem wszystkie mięśnie i wziąłem głęboki wdech.
-Mogła o tym pomyśleć zanim mnie zostawiła, z tobą -warknąłem.
Wyrwałem się z uścisku Aarona i wyszedłem z ich biura.
-Lucas!-krzyknął za mną mój ojciec.
Zanim się ruszył z biura, ja wybiegłem szybkim tempem ze stajni. Pognałem do swojego domu, nawet nie oglądając się za siebie. Zamknąłem szczelnie i usiadłem na łóżku wyjmując stare zdjęcie. Nasza rodzina dawniej.
Ciekawe co teraz robi Amy?
(?)
Od Amy - C.D Lucasa
Zamknęłam drzwi i oparłam się na nich.
- Można powiedzieć że nie jestem gotowa - podarłam ręka ramię - Stram sie skupić na ważnych teraz sprawach. Zawody, Matura itp., a wiem z przykładów, że TO rozprasza.
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, a ja miałam ochotę z tamtąd uciec.
- Lubię Cię ale nie teraz. Muszę z kimś o tym porozmawiać. A raczej ja będę mowić...
Wyszłam z pokoju, w którym chłopak nadal siedział. Poszłam po rower i pojechałam na cmentarz. Popatrzyłam sie za siebie i widziałam jak Lucas wychodził z domu. Gdy tylko tam dotarłam szybkim krokiem ruszyłam na stary, ale zadbany grób. Usiadłam przy nim.
- Cześć, jak ten czas leci. Pamietam gdy ten grób był dopiero stawiany - dotknęłam dumnych murów - No i mamo, mam pewien problem... - przerwał mi ostry wiatr, przez który nic nie było słychać. Dokończyłam moja mało ważna historie i bezsensownie czekałam na jakaś odpowiedz, przecież wiedziałam że nic sie nie stanie. Siedziałam tam jakieś 10 min, wiec w końcu posanoeilam wrócić. No ale mogłam sie domyślić, Lucas pojechał za mną.
- Czy ty próbujesz mi sie jakoś naprzykrzać? Jest mi głupio, a nie powinno.
Usiadłam na murku i zasłoniłam twarz rekami. Czekałam aż chłopak coś powie.
(Lucas?)
- Można powiedzieć że nie jestem gotowa - podarłam ręka ramię - Stram sie skupić na ważnych teraz sprawach. Zawody, Matura itp., a wiem z przykładów, że TO rozprasza.
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, a ja miałam ochotę z tamtąd uciec.
- Lubię Cię ale nie teraz. Muszę z kimś o tym porozmawiać. A raczej ja będę mowić...
Wyszłam z pokoju, w którym chłopak nadal siedział. Poszłam po rower i pojechałam na cmentarz. Popatrzyłam sie za siebie i widziałam jak Lucas wychodził z domu. Gdy tylko tam dotarłam szybkim krokiem ruszyłam na stary, ale zadbany grób. Usiadłam przy nim.
- Cześć, jak ten czas leci. Pamietam gdy ten grób był dopiero stawiany - dotknęłam dumnych murów - No i mamo, mam pewien problem... - przerwał mi ostry wiatr, przez który nic nie było słychać. Dokończyłam moja mało ważna historie i bezsensownie czekałam na jakaś odpowiedz, przecież wiedziałam że nic sie nie stanie. Siedziałam tam jakieś 10 min, wiec w końcu posanoeilam wrócić. No ale mogłam sie domyślić, Lucas pojechał za mną.
- Czy ty próbujesz mi sie jakoś naprzykrzać? Jest mi głupio, a nie powinno.
Usiadłam na murku i zasłoniłam twarz rekami. Czekałam aż chłopak coś powie.
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
-Amy poczekaj!-krzyknąłem
Wybiegłem szybko z siodlarni za dziewczyną, jednak szybko zniknęła mi z oczu. Przeszukałem całą stajnię , ale nie mogłem za chiny jej znaleźć. Potem Pani Waleria wezwała mnie do siebie i przedstawiła grafik. Oraz poprosiła mnie bym rozdał wszystkim rozpiskę zawodów. Rozdałem je wszytkim i zobaczyłem jak odjeżdża znajomy mi samochód Raphaela. Pewnie przyjechał po Amy. Wetchnąłem cicho i zaniosłem szybko rozpiskę do swojego domu, a potem wróciłem się na stajnię. Prowadziłem lonżę do 17 godziny. Udało mi się skończyć wcześniej i poszedłem do starej stodoły. Stał tam trochę stary motor do motocrossu - Aprilia. Majsterkowałem trochę przy nim niedawno i dobrze działał. Założyłem kask i wsiadłem na motor. Wyjechałem ze stadniny i skierowałem się w okolice domu Amy. Muszę z nią porozmawiać. Wyjaśnić coś i w ogóle. Jechałem obok różnych domów, aż nareszcie znalazłem samochód Raphaela. Często odbierał Amy, więc znałem rejestrację, markę i kolor. Wjechałem na posesję i postawiłem motor na nóżce. Zapukałem do drzwi i otworzył mi je Raphael.
-O Lucas. Czemu zawdzięczam tą wizytę?-zapytał
-Am... mam coś ważnego dla Amy- wyjaśniłem
-W porządku. To wchodź. Jest na górze w swoim pokoju-odpowiedział i zaprosił mnie do środka.
-Dziękuję-podziękowałem i wyszedłem na górę.
Zaraz jakaś czarna kulka wypróła z jednego z pokoi i zaczęła szczekać. Zaśmiałem się i wziąłem szczeniaka na ręce, który zaczął podgryzać mój palec. Poszedłem pod pokój , skąd wybiegła czarna kuleczka. Zapukałem do drzwi i otworzyłem je.
-Znalazłem twoją zgubę -powiedziałem ze śmiechem , pokazując szczeniaka.
-Lucas?! Co ty...........co ty tutaj robisz?!-zapytała zszokowana.
-Am........Pani Waleria prosiłą bym Ci dał rozpiskę i wyjaśnienia na temat zawodów.-wyjaśniłem i podałem jej kartkę -Ale na stajni już nie zdążyłem Cię złapać.
Amy skinęła głową, a ja zacząłem wychodzić. Jednak zatrzymałem się w drzwiach i odwróciłem się gwałtownie do Amy.
-Amy przepraszam Cię za ten pocałunek. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nigdy już tego nie zrobię. Tylko błagam nie omijaj mnie-westchnąłem zmieszany.
(Amy?)
Wybiegłem szybko z siodlarni za dziewczyną, jednak szybko zniknęła mi z oczu. Przeszukałem całą stajnię , ale nie mogłem za chiny jej znaleźć. Potem Pani Waleria wezwała mnie do siebie i przedstawiła grafik. Oraz poprosiła mnie bym rozdał wszystkim rozpiskę zawodów. Rozdałem je wszytkim i zobaczyłem jak odjeżdża znajomy mi samochód Raphaela. Pewnie przyjechał po Amy. Wetchnąłem cicho i zaniosłem szybko rozpiskę do swojego domu, a potem wróciłem się na stajnię. Prowadziłem lonżę do 17 godziny. Udało mi się skończyć wcześniej i poszedłem do starej stodoły. Stał tam trochę stary motor do motocrossu - Aprilia. Majsterkowałem trochę przy nim niedawno i dobrze działał. Założyłem kask i wsiadłem na motor. Wyjechałem ze stadniny i skierowałem się w okolice domu Amy. Muszę z nią porozmawiać. Wyjaśnić coś i w ogóle. Jechałem obok różnych domów, aż nareszcie znalazłem samochód Raphaela. Często odbierał Amy, więc znałem rejestrację, markę i kolor. Wjechałem na posesję i postawiłem motor na nóżce. Zapukałem do drzwi i otworzył mi je Raphael.
-O Lucas. Czemu zawdzięczam tą wizytę?-zapytał
-Am... mam coś ważnego dla Amy- wyjaśniłem
-W porządku. To wchodź. Jest na górze w swoim pokoju-odpowiedział i zaprosił mnie do środka.
-Dziękuję-podziękowałem i wyszedłem na górę.
Zaraz jakaś czarna kulka wypróła z jednego z pokoi i zaczęła szczekać. Zaśmiałem się i wziąłem szczeniaka na ręce, który zaczął podgryzać mój palec. Poszedłem pod pokój , skąd wybiegła czarna kuleczka. Zapukałem do drzwi i otworzyłem je.
-Znalazłem twoją zgubę -powiedziałem ze śmiechem , pokazując szczeniaka.
-Lucas?! Co ty...........co ty tutaj robisz?!-zapytała zszokowana.
-Am........Pani Waleria prosiłą bym Ci dał rozpiskę i wyjaśnienia na temat zawodów.-wyjaśniłem i podałem jej kartkę -Ale na stajni już nie zdążyłem Cię złapać.
Amy skinęła głową, a ja zacząłem wychodzić. Jednak zatrzymałem się w drzwiach i odwróciłem się gwałtownie do Amy.
-Amy przepraszam Cię za ten pocałunek. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Nigdy już tego nie zrobię. Tylko błagam nie omijaj mnie-westchnąłem zmieszany.
(Amy?)
sobota, 26 września 2015
Od Sophie - C.D Julie
- Jasne. Tylko musisz dać mi kilka minut na wyczyszczenie.
- Nie ma problemu, poczekam - odparła dziewczyna a ja ruszyłam do siodlarni po szczotki, następnie po Bellatriks. Przywiązałam ją obok klaczy Julie i szybko wyczyściłam. Następnie przypięłam lonże i ruszyłyśmy dookoła stajni. Spacerek trwał jakieś 20 minut. Po powrocie do stajni zdecydowałyśmy się na teren, jednak ponieważ dziewczyna nie chciała jechać jeszcze na swoich koniach pani Waleria przydzieliła jej Szajtena. Po wyczyszczeniu konia wyjechałyśmy, ja oczywiście pierwsza ponieważ byłam już nieco obeznana w tych terenach. Podczas stepu ona opowiedziała mi o sobie, ja jej o sobie. W sumie mamy ze sobą trochę wspólnego, obie mieszkamy z ojcami bo nasze mamy coś "nawyrabiały" że tak to ujmę. Chyba tęskniła za mamą bo nagle zrobiła się cicha.
- Co powiesz na kłus? - zapytałam.
- Jasne - uśmiechnęła się z wdzięcznością. Chyba dlatego że odciągnęłam ją od myśli o rodzinie, nieważne. W szybszych chodach milczałyśmy, w stępie rozmawiałyśmy już tylko i wyłącznie o koniach. Teren trwał niecałe półtorej godziny. Po powrocie do stajni Julie musiała jechać, ale na jutrzejszy dzień umówiłyśmy się na wspólny trening ujeżdżeniowy. Ja posiedziałam jeszcze w stajni po czym również pojechałam.
(Julie?)
- Nie ma problemu, poczekam - odparła dziewczyna a ja ruszyłam do siodlarni po szczotki, następnie po Bellatriks. Przywiązałam ją obok klaczy Julie i szybko wyczyściłam. Następnie przypięłam lonże i ruszyłyśmy dookoła stajni. Spacerek trwał jakieś 20 minut. Po powrocie do stajni zdecydowałyśmy się na teren, jednak ponieważ dziewczyna nie chciała jechać jeszcze na swoich koniach pani Waleria przydzieliła jej Szajtena. Po wyczyszczeniu konia wyjechałyśmy, ja oczywiście pierwsza ponieważ byłam już nieco obeznana w tych terenach. Podczas stepu ona opowiedziała mi o sobie, ja jej o sobie. W sumie mamy ze sobą trochę wspólnego, obie mieszkamy z ojcami bo nasze mamy coś "nawyrabiały" że tak to ujmę. Chyba tęskniła za mamą bo nagle zrobiła się cicha.
- Co powiesz na kłus? - zapytałam.
- Jasne - uśmiechnęła się z wdzięcznością. Chyba dlatego że odciągnęłam ją od myśli o rodzinie, nieważne. W szybszych chodach milczałyśmy, w stępie rozmawiałyśmy już tylko i wyłącznie o koniach. Teren trwał niecałe półtorej godziny. Po powrocie do stajni Julie musiała jechać, ale na jutrzejszy dzień umówiłyśmy się na wspólny trening ujeżdżeniowy. Ja posiedziałam jeszcze w stajni po czym również pojechałam.
(Julie?)
Od Amy - C.D Lucasa
- Nie... już nic - wyminęłam go i szybkim krokiem dotarłam do boksu Ciel'a. Weszłam tam i i usiadłam na świeżo wymienionej ściółce. Koń popatrzył na mnie jednym koniem i wrócił do spania. Siedziałam u niego ponad 2 godziny, rysując i myśląc o dzisiejszym wydarzeniu. Nie chciałam się stąd ruszać. Ale nagle naszła mnie ochota na teren. Na nich zawsze dobrze mi się myśli. Ciel był już wyczyszczony, a przyda mu się trochę rozprężenia. Szybko go osiodłałam i ruszyłam w głąb lasu. Włączyłam piosenki z telefonu i szliśmy powoli przez las. Znałam każde to miejsce na pamięć, chodziłam tu jako mała dziewczynka na kantarze z Ciel'em. Joker chodził między jego nogami, widać, że się dogadają. Przechodziliśmy przy wielkim głazie na którym Raphael specjalnie na moje życzenie wyrył moje, jego i Ciel'a inicjały.
- Chyba powinniśmy dodać Art'a i Jokera, co mały? - poklepałam konia i zatrzymałam go przy kamieniu.
Zeszłam z niego i ustałam przy głazie. Dość często tu przychodziłam, czytałam książki, robiłam zdjęcia i rozmyślałam o różnych duperelkach. Było tu tak pięknie. Wyjęłam z plecaka lonżę i przypięłam ją Ciel'owi do kantara, od razu gdy tylko zdjęłam mu sprzęt. Usiadłam na kamieniu i oglądałam jak on je trawę, a Joker próbuję go zdenerwować, podgryzając mu uszy. Wyjęłam naszyjnik spod koszulki. Dostałam go zupełnie przed ostatnim wyjazdem rodziców.
- Mówiła, że gdy tylko wróci pojedzie ze mną na pierwszą lekcję - mówiłam sama do siebie - Ale to się już nigdy nie zdarzy. Sama muszę sobie zapewnić szczęście. Nie można się emocjonować. Sukces jest najważniejszy - zaczęły napływać mi łzy do oczu - Zawsze to sobie powtarzam i nadal się tego trzymam. Najważniejszy jest mój własny osobisty sukces. Może trochę samolubne, ale nie będę dawać szczęścia innym, a sama mam na nim tracić.
Wstałam szybko i podeszłam do zwierząt.
- Pomożesz mi w tym sukcesie mały? Znowu się zaprzyjaźnimy? - przytuliłam się do Ciel'a, a on popatrzył na mnie i przyłożył głowę do mojej ręki - Razem możemy wszystko. Wiem trochę żałosne, ale dużo osób tak mówi - uśmiechnęłam się i zaczęłam iść w stronę stajni. Wzięłam siodło w rękę i odpięłam koniu lonżę. Jak mnie nawet troszkę nie lubi to sobie pójdzie, ale został i szedł przy moim boku, a pies po drugiej.
- Ładna z nas gromadka, tylko chyba jeszcze kogoś nam brakuje... Idziesz do niego? Jak tylko dojdziemy to wpuszczę Cię na padok - pogłaskałam go wolną ręką. Na piechotę zajęło nam to ponad 20 min. ale po tym czasie w końcu zaczęły pojawiać się dachy budynków stajni. Art miał być dzisiaj wypuszczany i tak jak kazałam stał i patrzył na nas za płotu. Poszłam z drugiej strony i wpuściłam Ciel'a do niego, a sama poszłam odnieść sprzęt. W siodlarni był Lucas z jakimś małym chłopcem. Chyba pokazywał mu co i jak. Ale sekundę po mnie weszła jego mama i zabrała go.
- Przepraszam - lekko ukłoniłam się do Lucasa i wyszłam powolnym krokiem.
(Lucas?)
- Chyba powinniśmy dodać Art'a i Jokera, co mały? - poklepałam konia i zatrzymałam go przy kamieniu.
Zeszłam z niego i ustałam przy głazie. Dość często tu przychodziłam, czytałam książki, robiłam zdjęcia i rozmyślałam o różnych duperelkach. Było tu tak pięknie. Wyjęłam z plecaka lonżę i przypięłam ją Ciel'owi do kantara, od razu gdy tylko zdjęłam mu sprzęt. Usiadłam na kamieniu i oglądałam jak on je trawę, a Joker próbuję go zdenerwować, podgryzając mu uszy. Wyjęłam naszyjnik spod koszulki. Dostałam go zupełnie przed ostatnim wyjazdem rodziców.
- Mówiła, że gdy tylko wróci pojedzie ze mną na pierwszą lekcję - mówiłam sama do siebie - Ale to się już nigdy nie zdarzy. Sama muszę sobie zapewnić szczęście. Nie można się emocjonować. Sukces jest najważniejszy - zaczęły napływać mi łzy do oczu - Zawsze to sobie powtarzam i nadal się tego trzymam. Najważniejszy jest mój własny osobisty sukces. Może trochę samolubne, ale nie będę dawać szczęścia innym, a sama mam na nim tracić.
Wstałam szybko i podeszłam do zwierząt.
- Pomożesz mi w tym sukcesie mały? Znowu się zaprzyjaźnimy? - przytuliłam się do Ciel'a, a on popatrzył na mnie i przyłożył głowę do mojej ręki - Razem możemy wszystko. Wiem trochę żałosne, ale dużo osób tak mówi - uśmiechnęłam się i zaczęłam iść w stronę stajni. Wzięłam siodło w rękę i odpięłam koniu lonżę. Jak mnie nawet troszkę nie lubi to sobie pójdzie, ale został i szedł przy moim boku, a pies po drugiej.
- Ładna z nas gromadka, tylko chyba jeszcze kogoś nam brakuje... Idziesz do niego? Jak tylko dojdziemy to wpuszczę Cię na padok - pogłaskałam go wolną ręką. Na piechotę zajęło nam to ponad 20 min. ale po tym czasie w końcu zaczęły pojawiać się dachy budynków stajni. Art miał być dzisiaj wypuszczany i tak jak kazałam stał i patrzył na nas za płotu. Poszłam z drugiej strony i wpuściłam Ciel'a do niego, a sama poszłam odnieść sprzęt. W siodlarni był Lucas z jakimś małym chłopcem. Chyba pokazywał mu co i jak. Ale sekundę po mnie weszła jego mama i zabrała go.
- Przepraszam - lekko ukłoniłam się do Lucasa i wyszłam powolnym krokiem.
(Lucas?)
Od Lucaasa - C.D Amy
Spojrzałem na nią zszokowany. Teraz bardzo głupio mi się zrobiło , za tą naszą kłótnię. Zrobiłem krok do przodu , patrząc jej w oczy. Delikatnie ująłem jedną ręką jej policzek. A drugą położyłem na jej plecach.
- To ja powinienem przeprosić. Zachowałem się jak małe dziecko - mruknąłem.
Amy patrzyła na mnie zszokowana i przestraszona. Przybliżyłem się jeszcze do niej i pocałowałem ją delikatnie. W tym samym momencie weszła Pani Waleria. Szybko odsunąłem się oszołomiony od Amy.
- Lucas? Am masz lonże teraz - powiedziała i zaśmiała się.
Szybko zmyłem się ze stajni cały czerwony i poszedłem do ucznia. Przypiąłem kucykowi szetlandzkiemu lonże. Zacząłem lekcje a w między czasie zauważyłem Amy. Stała przy stajni i przyglądała mi się. Po godzinie skończyłem lekcje zaprowadziłem kucyka do boksu. Rozsidłałem go i poszedłem po Stalliona. Gdy wychodziłem z nim ze stajni , przede mną stanęła Amy.
- Am.... Słucham Cię ? - zapytałem zmieszany
(Amy?)
- To ja powinienem przeprosić. Zachowałem się jak małe dziecko - mruknąłem.
Amy patrzyła na mnie zszokowana i przestraszona. Przybliżyłem się jeszcze do niej i pocałowałem ją delikatnie. W tym samym momencie weszła Pani Waleria. Szybko odsunąłem się oszołomiony od Amy.
- Lucas? Am masz lonże teraz - powiedziała i zaśmiała się.
Szybko zmyłem się ze stajni cały czerwony i poszedłem do ucznia. Przypiąłem kucykowi szetlandzkiemu lonże. Zacząłem lekcje a w między czasie zauważyłem Amy. Stała przy stajni i przyglądała mi się. Po godzinie skończyłem lekcje zaprowadziłem kucyka do boksu. Rozsidłałem go i poszedłem po Stalliona. Gdy wychodziłem z nim ze stajni , przede mną stanęła Amy.
- Am.... Słucham Cię ? - zapytałem zmieszany
(Amy?)
piątek, 25 września 2015
Od Amy - C.D Lucasa
- No to super, liczę, że jak tylko będę zdrowa to sama z nim poćwiczę, a zarazem szkoda, że An nie miała czasu. Zależało mi by ona, albo ktoś pod jej bacznym okiem z nim trenował, to niby miły ale wymagający koń. A znając ciebie to wsiadłeś i pojechałeś w siną dal nie patrząc na zebranie, pracę zadu itp.- zaśmiałam się.
- Starałem się pracować z nim jak najlepiej - powiedział sucho.
Lekko się zdenerwowałam jego tonem.
- No przepraszam, że jednak staram się dbać o moją i moich koni przyszłość. Oby dwoje mają potencjał to chcę by zawodowcy na nich jeździli - podniosłam głos.
Szybko rozłączyłam się, przykryłam głowę kocem i głęboko westchnęłam.
Przez kolejne kilka dni kontaktowałam się z panią Wal i An i to one jeździły na moich koniach. Dzisiaj czułam się zdecydowanie lepiej, ale nadal nie czułam się na siłach, więc zadzwoniłam do p. An.
- Dzień Dobry czy mogła by pani poćwiczyć dzisiaj na Arcie?
- Akurat skończyłam jazdę, więc z miłą chęcią. Przez taki krótki czas zrobił na serio duże postępy. Ma taki lekki, równy krok. Amy, a Waleria miała wsiąść na Ciel'a? No bo na padok ich nie wypuszczamy.
- A co się stało? - lekko się zaniepokoiłam.
- Nie ma go, a dopiero co widziałam ją na hali, więc w tak krótki czas raczej by go nie zabrała... Czekaj, dobra już nic, Lucas go ma. Robi coś przy przeszkodach.
- Nie, nie, nie - trzymają telefon szybko zaczęłam się ubierać - proszę kazać mu go zostawić. Ostatnio się lekko pokłóciliśmy i nie chciałam by się nim zajmował.
- Amy... ale to lekko samolubne. Liczy się raczej koń, a nie wasze relacje.
- Możliwe, ale wolę sama z nim pracować - zaczęłam zbiegać po schodach - dziękuje i do widzenia.
- RAPHAEL! Zawieź mnie do stajni, szybko!
- Amy, nie mogę.
- Ale musisz, Lucas znowu zajmuję się Ciel'em...
- No to chyba dobrze - zdziwił się.
- No właśnie nie, miał już go nie tykać.
- Amy... I jak ja mam nie myśleć, że masz nadal 5 lat?
Przewróciłam oczami i wzięłam Jokera na smycz.
- No to idę na piechotę! - trzasnęłam drzwiami i szybkim krokiem zaczęłam iść w stronę lasu, na którym końcu znajdowała się stajnia. Po ponad godzinie dotarłam na miejsce. Lucas właśnie odprowadzał konia do boksu.
- Dlaczego?!
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Pozwoliłam go dotykać? - lekko ściszyłam głos.
- Robię to dla niego, nie dla ciebie.
- On na pewno Ci podziękuje... Sama bym sobie poradziła.
- Siłą? Myślisz, że dlaczego gdy tylko podchodzisz na padok, on w przeciwieństwie do Art'a nie podchodzi do ciebie? Boi się.
- Nidy w życiu go nie biłam, nie używałam ostróg i nie szarpię za pysk - zrobiło mi się trochę smutno, w sumie miał rację...
W tej samej chwili Ciel sam do mnie podszedł i podłożył łeb do głaskania.
- Jak on miał parę miesięcy, a ja 10 lat bawiłam się z nim codziennie. Gdy tylko mnie widział podbiegał i szukał czegoś po kieszeniach - uśmiechnęłam się - gdy oby dwoje zaczęliśmy ze sobą współpracować z siodła już nigdy tak nie robił... - czułam jak oczy zaczynają mi nabierać łzami - Myślałam, że zmieniło się jego myślenie i zaczął uważać mnie jako przywódcę i już mu nie wypada... Wiem głupie, ale cóż... Lucas... Żadko to mówię, ale... przepraszam - pogłaskałam konia i popatrzyłam na Lucasa.
(Lucas?)
- Starałem się pracować z nim jak najlepiej - powiedział sucho.
Lekko się zdenerwowałam jego tonem.
- No przepraszam, że jednak staram się dbać o moją i moich koni przyszłość. Oby dwoje mają potencjał to chcę by zawodowcy na nich jeździli - podniosłam głos.
Szybko rozłączyłam się, przykryłam głowę kocem i głęboko westchnęłam.
Przez kolejne kilka dni kontaktowałam się z panią Wal i An i to one jeździły na moich koniach. Dzisiaj czułam się zdecydowanie lepiej, ale nadal nie czułam się na siłach, więc zadzwoniłam do p. An.
- Dzień Dobry czy mogła by pani poćwiczyć dzisiaj na Arcie?
- Akurat skończyłam jazdę, więc z miłą chęcią. Przez taki krótki czas zrobił na serio duże postępy. Ma taki lekki, równy krok. Amy, a Waleria miała wsiąść na Ciel'a? No bo na padok ich nie wypuszczamy.
- A co się stało? - lekko się zaniepokoiłam.
- Nie ma go, a dopiero co widziałam ją na hali, więc w tak krótki czas raczej by go nie zabrała... Czekaj, dobra już nic, Lucas go ma. Robi coś przy przeszkodach.
- Nie, nie, nie - trzymają telefon szybko zaczęłam się ubierać - proszę kazać mu go zostawić. Ostatnio się lekko pokłóciliśmy i nie chciałam by się nim zajmował.
- Amy... ale to lekko samolubne. Liczy się raczej koń, a nie wasze relacje.
- Możliwe, ale wolę sama z nim pracować - zaczęłam zbiegać po schodach - dziękuje i do widzenia.
- RAPHAEL! Zawieź mnie do stajni, szybko!
- Amy, nie mogę.
- Ale musisz, Lucas znowu zajmuję się Ciel'em...
- No to chyba dobrze - zdziwił się.
- No właśnie nie, miał już go nie tykać.
- Amy... I jak ja mam nie myśleć, że masz nadal 5 lat?
Przewróciłam oczami i wzięłam Jokera na smycz.
- No to idę na piechotę! - trzasnęłam drzwiami i szybkim krokiem zaczęłam iść w stronę lasu, na którym końcu znajdowała się stajnia. Po ponad godzinie dotarłam na miejsce. Lucas właśnie odprowadzał konia do boksu.
- Dlaczego?!
Popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- Pozwoliłam go dotykać? - lekko ściszyłam głos.
- Robię to dla niego, nie dla ciebie.
- On na pewno Ci podziękuje... Sama bym sobie poradziła.
- Siłą? Myślisz, że dlaczego gdy tylko podchodzisz na padok, on w przeciwieństwie do Art'a nie podchodzi do ciebie? Boi się.
- Nidy w życiu go nie biłam, nie używałam ostróg i nie szarpię za pysk - zrobiło mi się trochę smutno, w sumie miał rację...
W tej samej chwili Ciel sam do mnie podszedł i podłożył łeb do głaskania.
- Jak on miał parę miesięcy, a ja 10 lat bawiłam się z nim codziennie. Gdy tylko mnie widział podbiegał i szukał czegoś po kieszeniach - uśmiechnęłam się - gdy oby dwoje zaczęliśmy ze sobą współpracować z siodła już nigdy tak nie robił... - czułam jak oczy zaczynają mi nabierać łzami - Myślałam, że zmieniło się jego myślenie i zaczął uważać mnie jako przywódcę i już mu nie wypada... Wiem głupie, ale cóż... Lucas... Żadko to mówię, ale... przepraszam - pogłaskałam konia i popatrzyłam na Lucasa.
(Lucas?)
środa, 23 września 2015
Od Lucasa - C.D Amy
Rano obudził mnie telefon Amy. Rozchorowała się i prosiła o zajęcie się końmi. Odpowiadałem jej , ale cały czas zaspanym głosem. Sam w sumie nie czułem się do końca dobrze a jeszcze pracuje.
- Praca!- zerwałem się z łóżka.
- Lucas ? Co jest? Nie ma cię na stajni ?- zapytała Amy.
- Tak! Amy zajmę się wszystkim . Ale teraz wybacz . Muszę lecieć do pracy. - wyjaśniłem. Ubrałem się szybko i pognałem na stajnię. Od razu przydzielono mi lonże i lekcje. W między czasie Sophie pytała się gdzie Amy. Wyjaśniłem jej wszystko i dokończyłem naukę jazdy. Którą chłopiec miał na moim ogierze. W końcu Stallion musi chodzić. Panią An poprosiłem o zajęcie się Art'em w wolnej chwili. Dopiero popołudniu znalazłem chwilę by potrenować z Ciel'em. Trening poszedł nam świwtnie. Krzyżaki , stacjonaty , szeregi i oczywiście oxer. Ta przeszkoda dalej sprawia mu problemy. Ale udało nam się dobrze wszystko przejechać. No prawie dobrze. Ale jak na niego , to , to jest już sukces. Po długim treningu odstawiłem go do boksu. W między czasie Pani An poprosiła mnie bym dziś. Popracował z Art'em bo ona nie ma czasu. Zrobiłem to o co mnie proszono i wróciłem do domu około 22. Złapałem wyczerpany telefon i zadzwoniłem do Amy.
(Amy?)
- Praca!- zerwałem się z łóżka.
- Lucas ? Co jest? Nie ma cię na stajni ?- zapytała Amy.
- Tak! Amy zajmę się wszystkim . Ale teraz wybacz . Muszę lecieć do pracy. - wyjaśniłem. Ubrałem się szybko i pognałem na stajnię. Od razu przydzielono mi lonże i lekcje. W między czasie Sophie pytała się gdzie Amy. Wyjaśniłem jej wszystko i dokończyłem naukę jazdy. Którą chłopiec miał na moim ogierze. W końcu Stallion musi chodzić. Panią An poprosiłem o zajęcie się Art'em w wolnej chwili. Dopiero popołudniu znalazłem chwilę by potrenować z Ciel'em. Trening poszedł nam świwtnie. Krzyżaki , stacjonaty , szeregi i oczywiście oxer. Ta przeszkoda dalej sprawia mu problemy. Ale udało nam się dobrze wszystko przejechać. No prawie dobrze. Ale jak na niego , to , to jest już sukces. Po długim treningu odstawiłem go do boksu. W między czasie Pani An poprosiła mnie bym dziś. Popracował z Art'em bo ona nie ma czasu. Zrobiłem to o co mnie proszono i wróciłem do domu około 22. Złapałem wyczerpany telefon i zadzwoniłem do Amy.
(Amy?)
Od Julie
Od razu po szkole złapałam autobus, a po 30 minutach jazdy dotarłam do stajni Blainford. Wczoraj tata przywiózł tylko rzeczy i konie, więc dziś po raz pierwszy miałam okazję zobaczyć stajnię na żywo. Z jednej strony nie mogłam się doczekać pierwszego treningu, z drugiej miałam trochę obaw... Zawsze to nowa stajnia, miałam nadzieję że kogoś poznam.
Od razu w oczy rzuciła się wielka stajnia. Odnalazłam wejście i moim oczom ukazał się rząd przestronnych boksów. Szybko odnalazłam Pirata, stał kilka boksów dalej niż Ice Princess. Ta dwójka w przyczepie może jechać dookoła świata i nic a w boksie obok siebie nie ustoją nawet pięciu minut... Poprawiłam grzywę Piratowi i podeszłam do Ice Princess, ta w przeciwieństwie do Pirata była zestresowana nowym miejscem, ale jestem pewna że wkrótce to minie. Zabiorę ją dziś na spacer po terenie stajni, Pirata może wylonżuję. Przebrałam się w bryczesy i sztyblety. Wkrótce odnalazłam siodlarnię, zauważyłam dwa wieszaki z siodłami obu koni i ich imionami. Chwyciłam szczotki Pirata, lonżę, pas do lonżowania oraz kawecan. Zostawiłam rzeczy na zewnątrz, po chwili przywiązałam tam Pirata. Ponieważ nie był bardzo brudny czyszczenie zajęło mi może dziesięć minut. Zaprowadziłam konia na lonżownik, wcześniej oczywiście upewniłam się że jest wolny. Koń oczywiście pracował nienagannie, całość zajęła mi około 40 minut. Po lonży oprowadziłam ogiera po terenie stajni, sama przy okazji rozeznałam się w obejściu. Po odstawieniu ogiera do boksu wyprowadziłam Ice Princess. Wytrzeszczała oczy na praktycznie wszystko. Wyczyściłam ją, z trudem bo się kręciła. Wróciłam po lonżę, wolałam wyprowadzać konie na niej. Gdy przypinałam klaczy lonżę obok mnie pojawiła się czarnowłosa dziewczyna.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej. Jestem Sophie. Jesteś tu nowa tak?
- Tak, przyjechałam wczoraj. Jestem Julie.
- Jesteś ujeżdżeniowcem?
- Skąd wiedziałaś? - zapytałam zdziwiona.
- Zauważyłam w siodlarni dwa nowe siodła ujeżdżeniowe, do tego pojawiły się dwa nowe konie, które na tabliczkach mają twoje imię jako właściciela. Nietrudno zgadnąć - uśmiechnęła się.
- Ja bym się w życiu nie domyśliła. - powiedziałam szczerze
- Ja też Sherlockiem nie jestem... a więc ten fryz jest twój? Jest śliczny. Zawsze chciałam mieć fryzyjczyka.
- Oj tak, Pirat jest genialny. Też uwielbiam fryzy. Masz swojego konia?
- Tak, Bellatriks. Startujemy w WKKW. A ta tu wygląda na zdenerwowaną. - wskazała na Ice.
- Zawsze tak na nią wpływają zmiany miejsc. Ale po kilku dniach jej przejdzie. Nazywa się Ice Princess - przedstawiłam klacz.
- Będziesz ją lonżować? - zapytała Sophie widząc lonżę.
- Właściwie to zamierzałam się przejść po obejściu. Jak masz ochotę to możesz się przyłączyć, albo wziąć Bellatriks.
(Sophie?)
Od razu w oczy rzuciła się wielka stajnia. Odnalazłam wejście i moim oczom ukazał się rząd przestronnych boksów. Szybko odnalazłam Pirata, stał kilka boksów dalej niż Ice Princess. Ta dwójka w przyczepie może jechać dookoła świata i nic a w boksie obok siebie nie ustoją nawet pięciu minut... Poprawiłam grzywę Piratowi i podeszłam do Ice Princess, ta w przeciwieństwie do Pirata była zestresowana nowym miejscem, ale jestem pewna że wkrótce to minie. Zabiorę ją dziś na spacer po terenie stajni, Pirata może wylonżuję. Przebrałam się w bryczesy i sztyblety. Wkrótce odnalazłam siodlarnię, zauważyłam dwa wieszaki z siodłami obu koni i ich imionami. Chwyciłam szczotki Pirata, lonżę, pas do lonżowania oraz kawecan. Zostawiłam rzeczy na zewnątrz, po chwili przywiązałam tam Pirata. Ponieważ nie był bardzo brudny czyszczenie zajęło mi może dziesięć minut. Zaprowadziłam konia na lonżownik, wcześniej oczywiście upewniłam się że jest wolny. Koń oczywiście pracował nienagannie, całość zajęła mi około 40 minut. Po lonży oprowadziłam ogiera po terenie stajni, sama przy okazji rozeznałam się w obejściu. Po odstawieniu ogiera do boksu wyprowadziłam Ice Princess. Wytrzeszczała oczy na praktycznie wszystko. Wyczyściłam ją, z trudem bo się kręciła. Wróciłam po lonżę, wolałam wyprowadzać konie na niej. Gdy przypinałam klaczy lonżę obok mnie pojawiła się czarnowłosa dziewczyna.
- Cześć - przywitałam się.
- Hej. Jestem Sophie. Jesteś tu nowa tak?
- Tak, przyjechałam wczoraj. Jestem Julie.
- Jesteś ujeżdżeniowcem?
- Skąd wiedziałaś? - zapytałam zdziwiona.
- Zauważyłam w siodlarni dwa nowe siodła ujeżdżeniowe, do tego pojawiły się dwa nowe konie, które na tabliczkach mają twoje imię jako właściciela. Nietrudno zgadnąć - uśmiechnęła się.
- Ja bym się w życiu nie domyśliła. - powiedziałam szczerze
- Ja też Sherlockiem nie jestem... a więc ten fryz jest twój? Jest śliczny. Zawsze chciałam mieć fryzyjczyka.
- Oj tak, Pirat jest genialny. Też uwielbiam fryzy. Masz swojego konia?
- Tak, Bellatriks. Startujemy w WKKW. A ta tu wygląda na zdenerwowaną. - wskazała na Ice.
- Zawsze tak na nią wpływają zmiany miejsc. Ale po kilku dniach jej przejdzie. Nazywa się Ice Princess - przedstawiłam klacz.
- Będziesz ją lonżować? - zapytała Sophie widząc lonżę.
- Właściwie to zamierzałam się przejść po obejściu. Jak masz ochotę to możesz się przyłączyć, albo wziąć Bellatriks.
(Sophie?)
Od Amy - C.D Lucasa
Popatrzyłam się na niego smutno i usiadłam wygodniej na sianie. Może lepiej będzie jak już się nie odezwę? Wyjęłam zeszyt i zaczęłam w nim szkicować. Miałam kilka niedokończonych szkiców, ale postanowiłam dokończyć ten. Był wzorowany jedną z okładek płyty jednej z kapel. Poczułam nagle jak bardzo chce mi się spać. Zawsze to robię po powrocie ze stajni, ale dzisiaj... no cóż. Położyłam się na 2 belkach siana i przykryłam się kocem i derką, Lucas przyglądał mi się, a ja leżąc dalej rysowałam. Ale... nagle zamknęły mi się oczy i zasnęłam.
- Ej, wstawaj - poczułam szturchanie w rękę - Mała...
- Idź sobie - jęknęłam i zakryłam głowę kocem.
- Aha, no dobra...
Nagle Raphael mnie podniósł i zniósł na dół.
- Nienawidzę Cię - szturchnęłam go w ramie i postawiłam nogi na ziemi.
- Chyba trochę Ci się przytyło - uśmiechnął się i wziął ode mnie derkę.
- Taaa... powiedziała to osoba, która całe dnie siedzi za biurkiem - przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się.
Zaczęłam iść powoli wzdłuż boksów, sprawdzając czy moje konie dostały już jedzenie.
- Przed chwilą im dałem
Podskoczyłam i popatrzyłam się na Lucasa.
- Udało Ci się mnie wystraszyć, brawo - uśmiechnęłam się lekko i pogłaskałam Ciel'a po strzałce.
- Jej! - udawał zadowolenie jak mała dziewczyna.
- Ha ha ha...
- No dobra możemy jechać. O witaj Lucasie - przywitał się.
- Dzień dobry.
Ruszyliśmy w stronę samochodu.
- Przydało by się kupić nowe siodło dla Ciel'a.
- No jak zwykle, bardziej się takimi rzeczami przejmujesz niż ja - uśmiechnęłam się i usiadłam na przednim siedzeniu.
Gdy tylko dojechaliśmy przy bramie przywitał nas Joker, mimo, że jest u nas tylko kilka dni już zdążył trochę urosnąć, nie mieści się już do kieszeni szlafroka. Poszłam wziąć prysznic i od razu poszłam do łóżka, mimo, ze była dopiero 19. Położyłam się do łóżka, a zaraz za mną Joker i zasnęłam w mniej niż 5 min.
Rano czułam się okropnie, miałam chyba gorączkę. Raphael gdy mnie tylko zobaczył przyniósł mi termometr i lekarstwa. Razem uznaliśmy, że dzisiaj nie ruszam się z łóżka...
- Muszę zadzwonić do kogoś. Konie przed zawodami muszą ćwiczyć.
- To dzwoń, już od ponad godziny stajnia działa. Mogę tam pojechać, muszę porozmawiać z Aaron'em.
- Jak ja nie lubię gdy ty do nich mówisz po imieniu... to takie dziwne...
Raphael uśmiechnął się i wyszedł, a ja zadzwoniłam do Lucasa.
- Hej, popracujesz dzisiaj z Ciel'em i zapytasz się pani An czy będzie miała czas dla Art'a. Zależy mi by z nim poćwiczyła?
(Lucas?)
- Ej, wstawaj - poczułam szturchanie w rękę - Mała...
- Idź sobie - jęknęłam i zakryłam głowę kocem.
- Aha, no dobra...
Nagle Raphael mnie podniósł i zniósł na dół.
- Nienawidzę Cię - szturchnęłam go w ramie i postawiłam nogi na ziemi.
- Chyba trochę Ci się przytyło - uśmiechnął się i wziął ode mnie derkę.
- Taaa... powiedziała to osoba, która całe dnie siedzi za biurkiem - przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się.
Zaczęłam iść powoli wzdłuż boksów, sprawdzając czy moje konie dostały już jedzenie.
- Przed chwilą im dałem
Podskoczyłam i popatrzyłam się na Lucasa.
- Udało Ci się mnie wystraszyć, brawo - uśmiechnęłam się lekko i pogłaskałam Ciel'a po strzałce.
- Jej! - udawał zadowolenie jak mała dziewczyna.
- Ha ha ha...
- No dobra możemy jechać. O witaj Lucasie - przywitał się.
- Dzień dobry.
Ruszyliśmy w stronę samochodu.
- Przydało by się kupić nowe siodło dla Ciel'a.
- No jak zwykle, bardziej się takimi rzeczami przejmujesz niż ja - uśmiechnęłam się i usiadłam na przednim siedzeniu.
Gdy tylko dojechaliśmy przy bramie przywitał nas Joker, mimo, że jest u nas tylko kilka dni już zdążył trochę urosnąć, nie mieści się już do kieszeni szlafroka. Poszłam wziąć prysznic i od razu poszłam do łóżka, mimo, ze była dopiero 19. Położyłam się do łóżka, a zaraz za mną Joker i zasnęłam w mniej niż 5 min.
Rano czułam się okropnie, miałam chyba gorączkę. Raphael gdy mnie tylko zobaczył przyniósł mi termometr i lekarstwa. Razem uznaliśmy, że dzisiaj nie ruszam się z łóżka...
- Muszę zadzwonić do kogoś. Konie przed zawodami muszą ćwiczyć.
- To dzwoń, już od ponad godziny stajnia działa. Mogę tam pojechać, muszę porozmawiać z Aaron'em.
- Jak ja nie lubię gdy ty do nich mówisz po imieniu... to takie dziwne...
Raphael uśmiechnął się i wyszedł, a ja zadzwoniłam do Lucasa.
- Hej, popracujesz dzisiaj z Ciel'em i zapytasz się pani An czy będzie miała czas dla Art'a. Zależy mi by z nim poćwiczyła?
(Lucas?)
wtorek, 22 września 2015
Od Lucasa - C.D Amy
Spojrzałem zdziwiony na Amy i zrobiło mi się trochę głupio. Spuściłem głowę i westchnąłem głęboko.
-Amy ja nie obchodziłem nigdy czegoś takie jak Halloween -mruknąłem
-Jak to?!-spojrzała na mnie zdziwiona.
-Tak to..........-westchnąłem- Wiesz o mnie dużo, ale jednak nie za dużo.
Amy przyjrzała mi się uważnie , a potem zmarszczyła brwi. Oparłem się o siano i też trochę przykryłem się kocem.
-Gdy skończyłem 6 lat, moja matka właśnie w Halloween wyjechała za granicę. Obiecywała , że wróci. Ale od tamtej pory nie odezwała się do nas. Ojciec. Po tym jak moja mama wyjechała, załamał się. Wylali go z pracy. Potem coś znalazł ,ale słabego. Nie miałem świąt , czy też urodzin a tym bardziej Halloween. Tylko od czasu do czasu dostałem jakiś prezent od dziadków, którzy zginęli 6 lat temu. Od tamtej pory , mój świat wywrócił się do góry nogami. Myślisz że czemu nigdy nie opowiadałem Ci o mojej rodzinie. Zbywałem cię z tematu? Bo dla mnie oni nie istnieją -westchnąłem.
Amy spojrzała na mnie z niedowierzaniem , a ja odwróciłem od niej wzrok.
- Wiem, że dla ciebie to jest niedorzeczne. Ale ty się ciesz, że masz kogoś takiego jak Raphael. Osobę która ponad wszystko Cię kocha -wyjaśniłem i uśmiechnąłem się w jej stronę.
(Amy?)
-Amy ja nie obchodziłem nigdy czegoś takie jak Halloween -mruknąłem
-Jak to?!-spojrzała na mnie zdziwiona.
-Tak to..........-westchnąłem- Wiesz o mnie dużo, ale jednak nie za dużo.
Amy przyjrzała mi się uważnie , a potem zmarszczyła brwi. Oparłem się o siano i też trochę przykryłem się kocem.
-Gdy skończyłem 6 lat, moja matka właśnie w Halloween wyjechała za granicę. Obiecywała , że wróci. Ale od tamtej pory nie odezwała się do nas. Ojciec. Po tym jak moja mama wyjechała, załamał się. Wylali go z pracy. Potem coś znalazł ,ale słabego. Nie miałem świąt , czy też urodzin a tym bardziej Halloween. Tylko od czasu do czasu dostałem jakiś prezent od dziadków, którzy zginęli 6 lat temu. Od tamtej pory , mój świat wywrócił się do góry nogami. Myślisz że czemu nigdy nie opowiadałem Ci o mojej rodzinie. Zbywałem cię z tematu? Bo dla mnie oni nie istnieją -westchnąłem.
Amy spojrzała na mnie z niedowierzaniem , a ja odwróciłem od niej wzrok.
- Wiem, że dla ciebie to jest niedorzeczne. Ale ty się ciesz, że masz kogoś takiego jak Raphael. Osobę która ponad wszystko Cię kocha -wyjaśniłem i uśmiechnąłem się w jej stronę.
(Amy?)
poniedziałek, 21 września 2015
Od Amy - C.D Lucasa
- W sumie przyzwyczaiłam się już do tych jego zrywów. On tutaj wystraszy się nawet najmniejszego szmeru, ale w terenie czy na zawodach, drzewo może się obok nas przewalić, a ten nie drgnie, tylko musi dokończyć przejazd, no cóż. Jest dziwny jak ja - uśmiechnęłam się i wzięłam łyk herbaty.
- Nie będę się sprzeczał - zaśmiał się.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy cicho, na dole cały czas ktoś się kręcił, a ze strychu widać było co robią wszystkie konie. Art jak zwykle próbował zdjąć derkę, a jak dawał już sobie spokój to jadł, jego ulubione zajęcie. Naglę zaczął dzwonić mi telefon.
- Halo?
- Przyjechać po ciebie wcześniej?Jest paskudna pogoda - mówił szybko Raphael.
- Nie musisz, odrobiłam już lekcję, jak będziesz wracał, to weźmiesz mnie przy okazji.
- No dobrze, ale nie wychodź na zewnątrz!
- Nie jestem już dzieckiem - uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami - chyba wiem jak zachowywać się w burzę.
- Cały czas zapominam, że nie masz już 5 lat. No dobrze.
- Paaaa...
- No pa,pa.
Włożyłam telefon do kieszeni i popatrzyłam w przestrzeń, musiało to dość dziwnie wyglądać, jak bym była w innym świecie, bo Lucas lekko się zaśmiał.
- Hmm? - popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Nic, nic. Tak w ogóle, dlaczego nie mówisz do niego po prostu "tato"?
- Nie jest moim tatą - wzruszyłam ramionami
Chłopak zrobił zdziwioną minę.
- Odkąd tu jestem, zawsze Cię przywoził, odwoził i kibicował Ci na wszystkich zawodach...
- Jest też właścicielem moich koni i największym moim fanem, tak wiem - uśmiechnęłam się - moi rodzice... zginęli, a on mnie po prostu przygarnął. Cóż... tak musiało się to potoczyć, a ja muszę to przyjąć. Kocham go i to chyba jest najważniejsze... Wiesz co... chyba nie wygląda na to by miało się rozpogodzić, jak wrócisz do domu?
- Mogę zostać tu. Kiedyś już tak robiłem - machnął ręką.
- Podobno na Halloween robią tu nocowanie. Co roku pomagam w straszeniu dzieci z wycieczek, a potem spanie na sianie. Uwielbiam to... Straszenie małych dzieci, to jest to - zaśmiałam się - Pani Wal już coś Ci o tym wspominała?
(Lucas?)
- Nie będę się sprzeczał - zaśmiał się.
Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy cicho, na dole cały czas ktoś się kręcił, a ze strychu widać było co robią wszystkie konie. Art jak zwykle próbował zdjąć derkę, a jak dawał już sobie spokój to jadł, jego ulubione zajęcie. Naglę zaczął dzwonić mi telefon.
- Halo?
- Przyjechać po ciebie wcześniej?Jest paskudna pogoda - mówił szybko Raphael.
- Nie musisz, odrobiłam już lekcję, jak będziesz wracał, to weźmiesz mnie przy okazji.
- No dobrze, ale nie wychodź na zewnątrz!
- Nie jestem już dzieckiem - uśmiechnęłam się i przewróciłam oczami - chyba wiem jak zachowywać się w burzę.
- Cały czas zapominam, że nie masz już 5 lat. No dobrze.
- Paaaa...
- No pa,pa.
Włożyłam telefon do kieszeni i popatrzyłam w przestrzeń, musiało to dość dziwnie wyglądać, jak bym była w innym świecie, bo Lucas lekko się zaśmiał.
- Hmm? - popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Nic, nic. Tak w ogóle, dlaczego nie mówisz do niego po prostu "tato"?
- Nie jest moim tatą - wzruszyłam ramionami
Chłopak zrobił zdziwioną minę.
- Odkąd tu jestem, zawsze Cię przywoził, odwoził i kibicował Ci na wszystkich zawodach...
- Jest też właścicielem moich koni i największym moim fanem, tak wiem - uśmiechnęłam się - moi rodzice... zginęli, a on mnie po prostu przygarnął. Cóż... tak musiało się to potoczyć, a ja muszę to przyjąć. Kocham go i to chyba jest najważniejsze... Wiesz co... chyba nie wygląda na to by miało się rozpogodzić, jak wrócisz do domu?
- Mogę zostać tu. Kiedyś już tak robiłem - machnął ręką.
- Podobno na Halloween robią tu nocowanie. Co roku pomagam w straszeniu dzieci z wycieczek, a potem spanie na sianie. Uwielbiam to... Straszenie małych dzieci, to jest to - zaśmiałam się - Pani Wal już coś Ci o tym wspominała?
(Lucas?)
niedziela, 20 września 2015
Od Lucasa - C.D Amy
- Powiem ci , że też mnie to zastanawia - odparłem.
Byłem cały przemoczony bo trzeba było konie zgonić z padoku. No cóż.... Wspaniała pogoda na jazdę.
- Chyba nie miałeś coś dzisiaj szczęścia - zaśmiała się
- Bardzo śmieszne - mruknąłem.
Amy znowu się zaśmiała , a ja przeczesałem dłonią mokre włosy. Rozmawialiśmy ze sobą cały czas. Ona w trakcie stępowała. Nagle usłyszeliśmy głośny huk. Art zerwał się Amy i pocwałował po hali. Sam postarałem się szybko zareagować. Gdy Art przebiegł blisko mnie złapałem jego wodze i złapałem jeszcze Amy , która była bliska upadku z konia. Ogier szarpnął mocno , a ja poczułem ból przechodzący po lewej ręce. Drugą zaś trzymałem wtuloną we mnie Amy.
- Nic Ci nie jest ?- zapytałem przejęty. Dziewczyna pokiwała przecząco głową a Art podszedł do nas i szturchną ją łbem.
- Wystarczy na dziś tych waszych treningów. - mruknąłem. Odprowadziłem szybko Art'a do boksu. Więc nie był jakoś bardzo mokry. Rozsiodłałem go i sprawdziłem czy nic mu się nie stało. Ale był w dobrym stanie. Wyszedłem z jego boksu i zauważyłem że Amy siedzi na strychu na sianie. Wziąłem ogromny i ciepły koc oraz herbatę i wyszedłem do niej. Usiadłem w milczeniu obok niej i opatuliłem ją kocem , a następnie podałem herbatę.
- Art' owi nic nie jest - powiedziałem spokojnie - a ty jak się czujesz ?
( Amy ?)
Byłem cały przemoczony bo trzeba było konie zgonić z padoku. No cóż.... Wspaniała pogoda na jazdę.
- Chyba nie miałeś coś dzisiaj szczęścia - zaśmiała się
- Bardzo śmieszne - mruknąłem.
Amy znowu się zaśmiała , a ja przeczesałem dłonią mokre włosy. Rozmawialiśmy ze sobą cały czas. Ona w trakcie stępowała. Nagle usłyszeliśmy głośny huk. Art zerwał się Amy i pocwałował po hali. Sam postarałem się szybko zareagować. Gdy Art przebiegł blisko mnie złapałem jego wodze i złapałem jeszcze Amy , która była bliska upadku z konia. Ogier szarpnął mocno , a ja poczułem ból przechodzący po lewej ręce. Drugą zaś trzymałem wtuloną we mnie Amy.
- Nic Ci nie jest ?- zapytałem przejęty. Dziewczyna pokiwała przecząco głową a Art podszedł do nas i szturchną ją łbem.
- Wystarczy na dziś tych waszych treningów. - mruknąłem. Odprowadziłem szybko Art'a do boksu. Więc nie był jakoś bardzo mokry. Rozsiodłałem go i sprawdziłem czy nic mu się nie stało. Ale był w dobrym stanie. Wyszedłem z jego boksu i zauważyłem że Amy siedzi na strychu na sianie. Wziąłem ogromny i ciepły koc oraz herbatę i wyszedłem do niej. Usiadłem w milczeniu obok niej i opatuliłem ją kocem , a następnie podałem herbatę.
- Art' owi nic nie jest - powiedziałem spokojnie - a ty jak się czujesz ?
( Amy ?)
Od Amy - C.D Lucasa
- No to ja już idę - poszłam w głąb stajni prosto do Art'a.
- No hej mały, dzisiaj lekcja z panią Anielą - pogłaskałam go po łbie i weszłam do środka. Obejrzałam go czy nic mu się nie stało wczoraj na padoku, ale nie miał, żadnych ran.
Poszłam po jego siodło ujeżdżeniowe i zostawiłam je na stojaku przy boksie. Po drodze zauważyłam Suzi u Batiste, która też ją siodłała. Szybko wyjęłam ze skrzynki szczotki i wyszorowałam sierść konia. Osiodłałam go i poszłam z nim na hale. Był tam Lucas z jakąś dziewczyną na Pepe. Przez tą chwile gdy przechodziłam ze stajni na hale zaczęło lać i ja i Art byliśmy mokrzy. No cóż i tak trzeba jeździć. Podeszłam z nim do schodków i wskoczyłam na jego grzbiet. Gdy ja już się rozgrzewałam na hale weszła pani An i Suzi.
- Cześć Amy, dzisiaj będzie jeździć z nami Suz - uśmiechnęła się.
Zdziwiłam się trochę, parę dni temu bała się jeździć, a teraz już ma zamiar ćwiczyć z jednym z najbardziej wymagającym trenerem.
- Myślałem, że to ja mam dzisiaj z nią lekcje - podszedł do nas Lucas.
- Tak, tak wiem. Ale postanowiłam zabrać ją pod moje skrzydła. Mam do nich nadal wielkie plany - pani An poklepała Batis po szyi.
- To z kim ja mam teraz? - lekko oburzył się Lucas.
- Masz wolne, ale lepiej tu zostań. Leje i chyba nie ma zamiaru skończyć.
On przewrócił oczami i wrócił do dziewczyny. Ja natomiast zaczęłam kłusować. Dużo ćwiczeń rozluźniających i przejść, ale idzie mu o wiele lepiej niż parę miesięcy temu. Po ponad godzinnym trudnym treningu, na którym głównie szlifowaliśmy nasz fatalny piaff, a Suzi znowu uczyła się jak trzymać konia i siedzieć w różnych chodach postanowiłam zostać z Art'em na hali. Wszyscy już sobie poszli, a ja stępowałam sobie dookoła. Gdy przechodziłam obok drzwi, Art gwałtownie odskoczył i położył uszy po sobie.
- Na prawdę zawsze musisz straszyć te konie? - przewróciłam oczami i lekko się uśmiechnęłam.
(Lucas?)
- No hej mały, dzisiaj lekcja z panią Anielą - pogłaskałam go po łbie i weszłam do środka. Obejrzałam go czy nic mu się nie stało wczoraj na padoku, ale nie miał, żadnych ran.
Poszłam po jego siodło ujeżdżeniowe i zostawiłam je na stojaku przy boksie. Po drodze zauważyłam Suzi u Batiste, która też ją siodłała. Szybko wyjęłam ze skrzynki szczotki i wyszorowałam sierść konia. Osiodłałam go i poszłam z nim na hale. Był tam Lucas z jakąś dziewczyną na Pepe. Przez tą chwile gdy przechodziłam ze stajni na hale zaczęło lać i ja i Art byliśmy mokrzy. No cóż i tak trzeba jeździć. Podeszłam z nim do schodków i wskoczyłam na jego grzbiet. Gdy ja już się rozgrzewałam na hale weszła pani An i Suzi.
- Cześć Amy, dzisiaj będzie jeździć z nami Suz - uśmiechnęła się.
Zdziwiłam się trochę, parę dni temu bała się jeździć, a teraz już ma zamiar ćwiczyć z jednym z najbardziej wymagającym trenerem.
- Myślałem, że to ja mam dzisiaj z nią lekcje - podszedł do nas Lucas.
- Tak, tak wiem. Ale postanowiłam zabrać ją pod moje skrzydła. Mam do nich nadal wielkie plany - pani An poklepała Batis po szyi.
- To z kim ja mam teraz? - lekko oburzył się Lucas.
- Masz wolne, ale lepiej tu zostań. Leje i chyba nie ma zamiaru skończyć.
On przewrócił oczami i wrócił do dziewczyny. Ja natomiast zaczęłam kłusować. Dużo ćwiczeń rozluźniających i przejść, ale idzie mu o wiele lepiej niż parę miesięcy temu. Po ponad godzinnym trudnym treningu, na którym głównie szlifowaliśmy nasz fatalny piaff, a Suzi znowu uczyła się jak trzymać konia i siedzieć w różnych chodach postanowiłam zostać z Art'em na hali. Wszyscy już sobie poszli, a ja stępowałam sobie dookoła. Gdy przechodziłam obok drzwi, Art gwałtownie odskoczył i położył uszy po sobie.
- Na prawdę zawsze musisz straszyć te konie? - przewróciłam oczami i lekko się uśmiechnęłam.
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Przyszedłem na parkur. Ale oczywiście dziś wcześniej była Amy. Może to i lepiej. Spojrzałem na płot, gdzie było powieszone ogłowie i siodło.
-Dobrze , że pomyślałaś o sprzęcie -wyjaśniłem
Znów pokierowałem Amy, jak ma pracować z ziemi z Ciel'em. Musiałem jej trochę jeszcze pomóc, ale dziś było o wiele lepiej. Po półgodzinie go osiodłaliśmy. Amy zrobiła kilka kółek stępem, potem z kłusa skakała na krzyżaki. A potem przeszliśmy do złożonego parkuru , nie jakoś strasznie wymagającego. Przecież Ciel musiał przyzwyczaić się do oxera. Do 50 cm, dobrze sobie oboje radzili. Jednak gdy tylko przekroczyliśmy ten próg, znów zaczęły się się. Gdy tylko Amy przejechała szereg i zaczęła się zbliżać do oxera, bacznie ich obserwowałem.
-Dobrze! Kontroluj go tutaj. Skup się na przeszkodzie !-wyjaśniłem
Koń przyszykował się już do skoku, ale jednak zawahał się i wyłamał się. Pokręciłem głową i podszedłem do Amy. Spojrzała na mnie z góry, a ja poklepałem Ciel'a po szyi.
-Nie wyprzedzaj go myślami. Nie stresuj, się tym, że znów może wam się nie udać. Pomyśl, że skaczecie przez oxery bez żadnych problemów. Tak jak przed małym waszym wypadkiem-wyjaśniłem
Amy skinęła głową, a ja oddaliłem się i kazałem jej ponownie przejechać parkur. Przy oxerze, zawahał się ,ale tym razem Amy bardziej przyłożyła łydkę i go kontrolowała. Koń przeskoczył , chociaż strącił belkę. Ale w sumie liczy się to, że przeskoczył.
-Bardzo dobrze-pochwaliłem ich.
-Strąciliśmy belkę -mruknęła niezadowolona Amy.
-Ale przeskoczył. To już coś -wyjaśniłem.
-No niech Ci będzie-mruknęła i poklepała konia.
Przez kolejne 2 godziny doszliśmy do 60 cm. Wałkowaliśmy tą przeszkodę jeszcze długi czas, aż pod koniec, nie strącił ani jednej belki na parkurze.
-Świetny przejazd - klasnąłem w dłonie.
Amy pod galopowała do mnie i uśmiechnęła się zdyszana. Zsiadła z konia, a ja go przestępowałem z ziemi.
-Coraz lepiej wam idzie-pochwaliłem ich
-To tylko dzięki trenerowi-uśmiechnęła się zadowolona.
-A jakiemu?-uśmiechnąłem się chytrze.
-Bardzo śmieszne-prychnęła
Oboje roześmialiśmy się i odprowadziliśmy Ciel'a na padok. Po drodze spotkaliśmy Panią Wal.
-Lucas? Amy? -spojrzała na nas zdziwiona.-Co wyście robili przez ten cały czas. I dlaczego Lucas, nie jesteś na lonżach?
(Amy?)
-Dobrze , że pomyślałaś o sprzęcie -wyjaśniłem
Znów pokierowałem Amy, jak ma pracować z ziemi z Ciel'em. Musiałem jej trochę jeszcze pomóc, ale dziś było o wiele lepiej. Po półgodzinie go osiodłaliśmy. Amy zrobiła kilka kółek stępem, potem z kłusa skakała na krzyżaki. A potem przeszliśmy do złożonego parkuru , nie jakoś strasznie wymagającego. Przecież Ciel musiał przyzwyczaić się do oxera. Do 50 cm, dobrze sobie oboje radzili. Jednak gdy tylko przekroczyliśmy ten próg, znów zaczęły się się. Gdy tylko Amy przejechała szereg i zaczęła się zbliżać do oxera, bacznie ich obserwowałem.
-Dobrze! Kontroluj go tutaj. Skup się na przeszkodzie !-wyjaśniłem
Koń przyszykował się już do skoku, ale jednak zawahał się i wyłamał się. Pokręciłem głową i podszedłem do Amy. Spojrzała na mnie z góry, a ja poklepałem Ciel'a po szyi.
-Nie wyprzedzaj go myślami. Nie stresuj, się tym, że znów może wam się nie udać. Pomyśl, że skaczecie przez oxery bez żadnych problemów. Tak jak przed małym waszym wypadkiem-wyjaśniłem
Amy skinęła głową, a ja oddaliłem się i kazałem jej ponownie przejechać parkur. Przy oxerze, zawahał się ,ale tym razem Amy bardziej przyłożyła łydkę i go kontrolowała. Koń przeskoczył , chociaż strącił belkę. Ale w sumie liczy się to, że przeskoczył.
-Bardzo dobrze-pochwaliłem ich.
-Strąciliśmy belkę -mruknęła niezadowolona Amy.
-Ale przeskoczył. To już coś -wyjaśniłem.
-No niech Ci będzie-mruknęła i poklepała konia.
Przez kolejne 2 godziny doszliśmy do 60 cm. Wałkowaliśmy tą przeszkodę jeszcze długi czas, aż pod koniec, nie strącił ani jednej belki na parkurze.
-Świetny przejazd - klasnąłem w dłonie.
Amy pod galopowała do mnie i uśmiechnęła się zdyszana. Zsiadła z konia, a ja go przestępowałem z ziemi.
-Coraz lepiej wam idzie-pochwaliłem ich
-To tylko dzięki trenerowi-uśmiechnęła się zadowolona.
-A jakiemu?-uśmiechnąłem się chytrze.
-Bardzo śmieszne-prychnęła
Oboje roześmialiśmy się i odprowadziliśmy Ciel'a na padok. Po drodze spotkaliśmy Panią Wal.
-Lucas? Amy? -spojrzała na nas zdziwiona.-Co wyście robili przez ten cały czas. I dlaczego Lucas, nie jesteś na lonżach?
(Amy?)
sobota, 19 września 2015
Od Amy - C.D Lucasa
- Jak trzeba to trzeba - wzruszyłam ramionami i przeszłam obok chłopaka wchodząc do stajni. Jak Ciel biega po padoku, to Art też za dzisiejszy dzień sobie zasłużył. Wyprowadziłam go i poinformowałam stajennego, że wychodzę i będzie je trzeba zabrać na kolację. Wróciłam do domu autobusem i w drzwiach przywitała mnie mała czarna kulka, która brzuchem zbierała kurz z podłogi i Raphael w fartuchu kuchennym i sosie pomidorowym.
- Co Ci się stało? Pani Mo dzisiaj nie przyszła? - zaśmiałam się.
- Zachorowała. Wysłałem już do niej lekarza, bo sam nie dam sobie rady. - powiedział załamującym się głosem.
- Pomogę Ci, a co jest na kolację?
- Twoja ulubiona pizza - uśmiechnął się.
- Mmmm... do dobra, po dzisiejszym dniu jestem strasznie głodna.
W trakcie pieczenia kolacji opowiedziałam mu cały dzisiejszy dzień.
- No to świetnie, martwiłem się czy nie będzie kogoś wezwać... jak w ,,Zaklinaczu koni" - uśmiechnął się i włożył pizze do piekarnika.
- Taaa... Dała bym sobie radę, jutro po szkole z nim ćwiczę, a potem pani Wal na niego wsiada. Do zawodów wyzdrowieje.
Długo jeszcze rozmawialiśmy o zbliżających się zawodach i niestety szkole, w tym samym czasie sprzątając.
Następnego dnia już o 6.30 musiałam być na nogach i szykować się do szkoły. Ubrałam się w fioletowy sweter i czarne rurki, a do torby spakowałam bryczesy. O 7.45 znowu siedząc ze znajomymi w autobusie zmierzaliśmy to tego okropnego miejsca - SZKOŁA. Na samo to słowo chciało mi się rzygać. Ale jak już się jest w klasach to te 6 lekcji mija dość szybko. Gdy tylko zabrzmiał ostatni dzwonek ruszyłam do wyjścia, aż ktoś mi tego nie przerwał i szarpnął za ramię.
- Jedziesz do stajni? - zobaczyłam Sophie.
- No tak, jak chcesz to mogę Cię zabrać, ale nie musisz być przy tym taka agresywna - popatrzyłam na ramię.
- Przepraszam - zdjęła szybko rękę z mojego ramienia - jak mogę to pojadę - uśmiechnęła się.
Raphael czekał na parkingu i gdy tylko nas zobaczył odpalił samochód. Sophie dość nieśmiało weszła do samochodu.
- Dzień dobry - powiedziała cicho - jestem Sophie - podała mu rękę.
- Raphael Sorel - uśmiechnął się i zaczął cofać samochód.
- Jedziesz do pani Mo? - przerwałam ciszę
- Tak, mam dla niej leki, a potem jadę do urzędu coś załatwić, chyba po ciebie przyjadę.
- Jak zwykle. Zawsze tak mówisz, a potem i tak wsiadam do autobusu albo czekam na ciebie 2 godz.
- Nie przesadzaj z jakieś 2 razy mi się tak tylko zdarzyło.
- Tak, yhym.
Po jakiś 20 min. dojechaliśmy do stajni.
- Dziękuje - powiedziała cicho Sophie gdy wysiadała.
- Masz dzisiaj znowu lekcję cross'u?
- Nie, dzisiaj ujeżdżenie - rozluźniła się.
- Ach no tak, wielkie WKKW - uśmiechnęłam się.
Poszłam do szatni przebrać się i wziąć wszystkie swoje rzeczy. Szybko ruszyłam w stronę stajni, ale nikogo tam nie było, włącznie z końmi.
- Pewnie są na padoku - powiedziałam sama do siebie i szybko zawróciłam. Tak jak myślałam, wszystkie pasły się za łąkach. Gdy tylko otworzyłam bramkę Art i Ciel podbiegły do mnie i szukały czy nie mam czegoś w kieszeniach.
- Nie tym razem, teraz będziemy ćwiczyć. Potem żarcie - pogłaskałam Ciel'a i założyłam mu kantar.
- Ciekawe co dzisiaj Lukas dla nas wymyśli, może w razie czego wezmę ogłowie i siodło - zapytałam konia, licząc że mi odpowie, ale jak to już bywa tak się nie stało.
Tym razem to ja byłam pierwsza i chwile czekałam na Lukasa.
(Lukas?)
- Co Ci się stało? Pani Mo dzisiaj nie przyszła? - zaśmiałam się.
- Zachorowała. Wysłałem już do niej lekarza, bo sam nie dam sobie rady. - powiedział załamującym się głosem.
- Pomogę Ci, a co jest na kolację?
- Twoja ulubiona pizza - uśmiechnął się.
- Mmmm... do dobra, po dzisiejszym dniu jestem strasznie głodna.
W trakcie pieczenia kolacji opowiedziałam mu cały dzisiejszy dzień.
- No to świetnie, martwiłem się czy nie będzie kogoś wezwać... jak w ,,Zaklinaczu koni" - uśmiechnął się i włożył pizze do piekarnika.
- Taaa... Dała bym sobie radę, jutro po szkole z nim ćwiczę, a potem pani Wal na niego wsiada. Do zawodów wyzdrowieje.
Długo jeszcze rozmawialiśmy o zbliżających się zawodach i niestety szkole, w tym samym czasie sprzątając.
Następnego dnia już o 6.30 musiałam być na nogach i szykować się do szkoły. Ubrałam się w fioletowy sweter i czarne rurki, a do torby spakowałam bryczesy. O 7.45 znowu siedząc ze znajomymi w autobusie zmierzaliśmy to tego okropnego miejsca - SZKOŁA. Na samo to słowo chciało mi się rzygać. Ale jak już się jest w klasach to te 6 lekcji mija dość szybko. Gdy tylko zabrzmiał ostatni dzwonek ruszyłam do wyjścia, aż ktoś mi tego nie przerwał i szarpnął za ramię.
- Jedziesz do stajni? - zobaczyłam Sophie.
- No tak, jak chcesz to mogę Cię zabrać, ale nie musisz być przy tym taka agresywna - popatrzyłam na ramię.
- Przepraszam - zdjęła szybko rękę z mojego ramienia - jak mogę to pojadę - uśmiechnęła się.
Raphael czekał na parkingu i gdy tylko nas zobaczył odpalił samochód. Sophie dość nieśmiało weszła do samochodu.
- Dzień dobry - powiedziała cicho - jestem Sophie - podała mu rękę.
- Raphael Sorel - uśmiechnął się i zaczął cofać samochód.
- Jedziesz do pani Mo? - przerwałam ciszę
- Tak, mam dla niej leki, a potem jadę do urzędu coś załatwić, chyba po ciebie przyjadę.
- Jak zwykle. Zawsze tak mówisz, a potem i tak wsiadam do autobusu albo czekam na ciebie 2 godz.
- Nie przesadzaj z jakieś 2 razy mi się tak tylko zdarzyło.
- Tak, yhym.
Po jakiś 20 min. dojechaliśmy do stajni.
- Dziękuje - powiedziała cicho Sophie gdy wysiadała.
- Masz dzisiaj znowu lekcję cross'u?
- Nie, dzisiaj ujeżdżenie - rozluźniła się.
- Ach no tak, wielkie WKKW - uśmiechnęłam się.
Poszłam do szatni przebrać się i wziąć wszystkie swoje rzeczy. Szybko ruszyłam w stronę stajni, ale nikogo tam nie było, włącznie z końmi.
- Pewnie są na padoku - powiedziałam sama do siebie i szybko zawróciłam. Tak jak myślałam, wszystkie pasły się za łąkach. Gdy tylko otworzyłam bramkę Art i Ciel podbiegły do mnie i szukały czy nie mam czegoś w kieszeniach.
- Nie tym razem, teraz będziemy ćwiczyć. Potem żarcie - pogłaskałam Ciel'a i założyłam mu kantar.
- Ciekawe co dzisiaj Lukas dla nas wymyśli, może w razie czego wezmę ogłowie i siodło - zapytałam konia, licząc że mi odpowie, ale jak to już bywa tak się nie stało.
Tym razem to ja byłam pierwsza i chwile czekałam na Lukasa.
(Lukas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Czekałam dość długo na Amy, zanim przyszła z Ciel'em. Miała go na kantarze. Siedziałem na płocie, ale gdy tylko Ogier został wprowadzony na parkur, zeskoczyłem z niego.
Podszedłem do Amy i wziąłem od niej konia. Zrobiłem z nim kilka kółek ,a potem zacząłem powoli podchodzić z nim do oxera. Ciel jak najszybciej chciał się wycofać, ale trochę mu nie wyszło. Napotkał opór z mojej strony. Trzymałem go, mając napięte wszystkie mięśnie, ale w końcu doszedłem do wniosku, że ta strategia nic nie daje. Znowu zrobiłem z nim koło i ponownie podejście do przeszkody. Znów zaparcie. Koń stał kilka metrów od przeszkody i nie ruszał się , nawet gdy go puściłem. Powoli zacząłem go masować by rozluźnić jego mięśnie, gdy już się rozluźnił . Ponowiłem próbę podejścia do oxera. I tak przez dobre pół godziny , aż Ciel odważył się i stanął przy przeszkodzie. Obwąchał ją dokładnie i postawił po sobie uszy jeszcze. Nikt nie powiedział, że praca z ziemi jest łatwa. Wręcz przeciwnie . To zależy od konia, podejścia itp. Popatrzyłem z uśmiechem na Amy, która ciągle nam się przyglądała.
-Mogę na niego wsiąść?-zapytałem
-Na samym kantarze?!-zdziwiła się
-A kto powiedział, że nie? Tak też się ćwiczy skoki -wyjaśniłem
Amy niechętnie mi pozwoliła ,a ja wsiadłem na konia. Zrobiłem z nim kilka kółek kłusem, a następnie zagalopowałem. Poprosiłem Amy o ustawienie najniższego oxera. Dziewczyna zrobiła to, a ja najechałem na przeszkodę. Ciel zawahał się i na ułamek sekundy się zatrzymał, a potem się odbił z czterech nóg. Poleciałem na szyję konia, ale jednak zanim ogier spuścił łeb, ja usiadłem z powrotem na jego grzbiecie. Najeżdżałem z nim kilka razy na ten najniższy oxer, a potem Amy stopniowo zwiększała wysokość. Ale dałem mu spokój gdy znów, wahał się przy 50 cm. Zsiadłem z konia i poprosiłem Amy, by teraz to ona poćwiczyła z nim z ziemi. Musiałem ją namawiać chwilę, bo nie była tego do końca pewna. Ale w końcu dała się jakoś przekonać. Po ponad dwóch godzinach spędzonych na parkurze z Ciel'em, wyjaśniłem Amy, że już powinniśmy skończy trening. Wszyscy potrzebujemy przerwy. Amy odprowadziła Ciel'a na padok, a ja na nią chwilę poczekałem. Oparłem się o drzwi od stajni i chyba na sekundę przysnąłem. Do puki Amy mnie nie wystraszyła.
-Musisz ludzi straszyć?-mruknąłem
Amy roześmiała się głośno,a ja zerknąłem na stajnię. Wszystko było na swoim miejscu.
-Jutro to samo, ale krócej będzie pracy z ziemi i potem będziesz znów skakać. W porządku?-zapytałem
(Amy?)
Podszedłem do Amy i wziąłem od niej konia. Zrobiłem z nim kilka kółek ,a potem zacząłem powoli podchodzić z nim do oxera. Ciel jak najszybciej chciał się wycofać, ale trochę mu nie wyszło. Napotkał opór z mojej strony. Trzymałem go, mając napięte wszystkie mięśnie, ale w końcu doszedłem do wniosku, że ta strategia nic nie daje. Znowu zrobiłem z nim koło i ponownie podejście do przeszkody. Znów zaparcie. Koń stał kilka metrów od przeszkody i nie ruszał się , nawet gdy go puściłem. Powoli zacząłem go masować by rozluźnić jego mięśnie, gdy już się rozluźnił . Ponowiłem próbę podejścia do oxera. I tak przez dobre pół godziny , aż Ciel odważył się i stanął przy przeszkodzie. Obwąchał ją dokładnie i postawił po sobie uszy jeszcze. Nikt nie powiedział, że praca z ziemi jest łatwa. Wręcz przeciwnie . To zależy od konia, podejścia itp. Popatrzyłem z uśmiechem na Amy, która ciągle nam się przyglądała.
-Mogę na niego wsiąść?-zapytałem
-Na samym kantarze?!-zdziwiła się
-A kto powiedział, że nie? Tak też się ćwiczy skoki -wyjaśniłem
Amy niechętnie mi pozwoliła ,a ja wsiadłem na konia. Zrobiłem z nim kilka kółek kłusem, a następnie zagalopowałem. Poprosiłem Amy o ustawienie najniższego oxera. Dziewczyna zrobiła to, a ja najechałem na przeszkodę. Ciel zawahał się i na ułamek sekundy się zatrzymał, a potem się odbił z czterech nóg. Poleciałem na szyję konia, ale jednak zanim ogier spuścił łeb, ja usiadłem z powrotem na jego grzbiecie. Najeżdżałem z nim kilka razy na ten najniższy oxer, a potem Amy stopniowo zwiększała wysokość. Ale dałem mu spokój gdy znów, wahał się przy 50 cm. Zsiadłem z konia i poprosiłem Amy, by teraz to ona poćwiczyła z nim z ziemi. Musiałem ją namawiać chwilę, bo nie była tego do końca pewna. Ale w końcu dała się jakoś przekonać. Po ponad dwóch godzinach spędzonych na parkurze z Ciel'em, wyjaśniłem Amy, że już powinniśmy skończy trening. Wszyscy potrzebujemy przerwy. Amy odprowadziła Ciel'a na padok, a ja na nią chwilę poczekałem. Oparłem się o drzwi od stajni i chyba na sekundę przysnąłem. Do puki Amy mnie nie wystraszyła.
-Musisz ludzi straszyć?-mruknąłem
Amy roześmiała się głośno,a ja zerknąłem na stajnię. Wszystko było na swoim miejscu.
-Jutro to samo, ale krócej będzie pracy z ziemi i potem będziesz znów skakać. W porządku?-zapytałem
(Amy?)
Od Amy - C.D Lucasa
- W sumie powinnam poćwiczyć z Art'em, jak mam zamiar z nim jechać na zawody i za jakieś 30 min mam lekcje z panią Wal, Sophie i Ben'em.
- No tak, przecież musisz je wygrać, no tak - przewrócił oczami.
- Co to miało znaczyć?
- O co Ci chodzi? - powiedział udawanym zdziwieniem.
- Ten przewrót oczami... zależy mi na tym by wszystko wygrywać, wiem. Ale umiar chyba też znam... - lekko posmutniałam - już chyba wiem o czym mówiła pani Wal! - zeskoczyłam z płotu i pobiegłam na padok. Tak jak myślałam, miała tam lekcje. Podeszłam do niej i przeprowadziłyśmy długą rozmowę.
- No dobrze to leć szybko przyszykować Ciel'a, dzisiaj skaczemy - uśmiechnęła się do mnie szeroko i lekko popchnęła.
Tak jak mi kazała szybko wyczyściłam i osiodłałam Ciel'a i poszłam na parkur. Nikogo jeszcze nie było, ale nie było to długie. Po jakiś 3 min. przyszła pani Waleria z Sophie i Ben'em. Jeżdżąc wokół instruktorki rozmawialiśmy o zbliżających się zawodach i jak musimy się na nie przygotować.
- No dobra koniec tego dobrego dzisiaj skoki bez strzemion, a tak w połowie lekcji wy - wskazała na mnie i na Ben'a - zaczniecie wysokie skoki, a Sophie zabierze pan Charles na cross.
Wszyscy na raz kiwnęliśmy głowami i przerzuciliśmy strzemiona przez szyje koni. No i zaczęła się katorga, tak jak w galopie Ciel jest wygodny jak fotel, tak w szybkim kłusie wybija pod samo niebo. Ale najgorsza część się skończyła, pani Wal przez krótkofalówkę podała nam co mamy robić. Było to konieczne gdyż ujeżdżalnie itp. były ogromne, a przez to bez problemu słyszeliśmy ją w słuchawce.
- Amy zacznij galopować, Ben duży odstęp i również zacznij, Spohie to samo.
Wszyscy posłusznie wykonywali polecenie, a ja kontem oka widziałam jak trenerka ustawia przeszkodę ok. 70cm.
- Amy i Spohie jadą dookoła, a Ben na białą stacjonatę przy mnie.
Później kolej przyszła na mnie i na Sophie. Robiliśmy tak jeszcze kilka razy, dopóki pani Waleria nas nie zawołała.
- Sophie widzisz tamtego mężczyznę na siwku? Podjedź do niego i przedstaw się, z nim będziesz trenować, a wy poczekajcie. Lucas musi mi pomóc w ustawieniu parkuru. Nogi w strzemiona i skaczcie na zmianę tamten szereg. - pokazała ręką da krzyżaki - Aniela! popatrzysz na nich?
Popatrzyłam na Ben'a, a on na mnie.
- Mogę ja pierwsza? Może zrobimy tak, na tą białą stacjonatę, w lewo pół koła i na szereg?
Kiwnął tylko głową i zaczął galopować dookoła, a ja galopem najechałam na stacjonatę, a potem szereg. Tak samo robił Ben. Powtórzyliśmy tak kilkukrotnie, do przyjścia pani Wal i Lucasa. Oni w jakieś 2 min. ułożyli dla nas wymagający parkur składający się z 6 przeszkód, które czasami trzeba było powtarzać. Ben przejechał go bez problemu, ja natomiast jak zwykle miałam problemy z oxerem, Ciel bardzo nie lubi tego rodzaju przeszkód, dlatego cięgle z nim na nich ćwiczę, ale dzisiaj nie udało mi się wysiedzieć. Po chwili leżałam na ziemi, a Ciel sam skakał stacjonaty. Od razu podbiegł do mnie Lucas z panią Walerią, a Ben próbował złapać konia. Udało mu się to zadziwiająco szybko i po chwili miał w dłoniach oba konie.
- Nic Ci nie jest? - zapytał Lucas.
Kiwnęłam głową, wsiałam i odebrałam konia.
- Ech, nadal musimy z nim to ćwiczyć - pani Wal złapała się za głowę - jutro wsiądę na niego dwa razy i będę z nim ćwiczyć. No cóż, Ben jak chcesz możesz raz jeszcze spróbować ty Amy rozstępuj go z ziemi.
Tak jak mi kazano tak zrobiłam. Wyszłam z padoku i chodziłam w kółko z Ciel'em.
- Szkoda, dobrze Ci szło. A jak to jest z nim na zawodach?
Mówiąc to Lucas podszedł do nas powoli i odebrał ode mnie konia.
- Dopiero niedawno zdobył taką fobię. Przy jednym treningu wpadliśmy prosto w oxer, dlatego teraz nie chce przez nie skakać, no chyba, że będę go w 100% pilnować, dzisiaj tego zabrakło. - zdjęłam kask i odpięłam popręg koniu. - muszę się poprawić. A nie miałeś mieć lekcji?
- Jeanne mnie zastąpiła. Może powinnaś z nim popracować z ziemi?
- Nie umiem - wzruszyłam ramionami - czytałam o tym, ale jakoś nie czuje tego.
- Mogę Ci pomóc - uśmiechnął się.
- No nie wiem... Można spróbować, ale to po treningu z Art'em.
- Dobra, odstawię Ciel'a.
Trenowałam z Art'em ponad godzinę ujeżdżenie. Ten trening poszedł nam świetnie, nie pamiętałam kiedy ostatnio tak dobrze ruszał zadem i podnosił nogi. Byłam z niego bardzo dumna. Po lekcji dałam mu jak zwykle wielką marchewkę i poszłam z Ciel'em na parkur, gdzie czekał już na nas Lucas.
(Lucas?)
- No tak, przecież musisz je wygrać, no tak - przewrócił oczami.
- Co to miało znaczyć?
- O co Ci chodzi? - powiedział udawanym zdziwieniem.
- Ten przewrót oczami... zależy mi na tym by wszystko wygrywać, wiem. Ale umiar chyba też znam... - lekko posmutniałam - już chyba wiem o czym mówiła pani Wal! - zeskoczyłam z płotu i pobiegłam na padok. Tak jak myślałam, miała tam lekcje. Podeszłam do niej i przeprowadziłyśmy długą rozmowę.
- No dobrze to leć szybko przyszykować Ciel'a, dzisiaj skaczemy - uśmiechnęła się do mnie szeroko i lekko popchnęła.
Tak jak mi kazała szybko wyczyściłam i osiodłałam Ciel'a i poszłam na parkur. Nikogo jeszcze nie było, ale nie było to długie. Po jakiś 3 min. przyszła pani Waleria z Sophie i Ben'em. Jeżdżąc wokół instruktorki rozmawialiśmy o zbliżających się zawodach i jak musimy się na nie przygotować.
- No dobra koniec tego dobrego dzisiaj skoki bez strzemion, a tak w połowie lekcji wy - wskazała na mnie i na Ben'a - zaczniecie wysokie skoki, a Sophie zabierze pan Charles na cross.
Wszyscy na raz kiwnęliśmy głowami i przerzuciliśmy strzemiona przez szyje koni. No i zaczęła się katorga, tak jak w galopie Ciel jest wygodny jak fotel, tak w szybkim kłusie wybija pod samo niebo. Ale najgorsza część się skończyła, pani Wal przez krótkofalówkę podała nam co mamy robić. Było to konieczne gdyż ujeżdżalnie itp. były ogromne, a przez to bez problemu słyszeliśmy ją w słuchawce.
- Amy zacznij galopować, Ben duży odstęp i również zacznij, Spohie to samo.
Wszyscy posłusznie wykonywali polecenie, a ja kontem oka widziałam jak trenerka ustawia przeszkodę ok. 70cm.
- Amy i Spohie jadą dookoła, a Ben na białą stacjonatę przy mnie.
Później kolej przyszła na mnie i na Sophie. Robiliśmy tak jeszcze kilka razy, dopóki pani Waleria nas nie zawołała.
- Sophie widzisz tamtego mężczyznę na siwku? Podjedź do niego i przedstaw się, z nim będziesz trenować, a wy poczekajcie. Lucas musi mi pomóc w ustawieniu parkuru. Nogi w strzemiona i skaczcie na zmianę tamten szereg. - pokazała ręką da krzyżaki - Aniela! popatrzysz na nich?
Popatrzyłam na Ben'a, a on na mnie.
- Mogę ja pierwsza? Może zrobimy tak, na tą białą stacjonatę, w lewo pół koła i na szereg?
Kiwnął tylko głową i zaczął galopować dookoła, a ja galopem najechałam na stacjonatę, a potem szereg. Tak samo robił Ben. Powtórzyliśmy tak kilkukrotnie, do przyjścia pani Wal i Lucasa. Oni w jakieś 2 min. ułożyli dla nas wymagający parkur składający się z 6 przeszkód, które czasami trzeba było powtarzać. Ben przejechał go bez problemu, ja natomiast jak zwykle miałam problemy z oxerem, Ciel bardzo nie lubi tego rodzaju przeszkód, dlatego cięgle z nim na nich ćwiczę, ale dzisiaj nie udało mi się wysiedzieć. Po chwili leżałam na ziemi, a Ciel sam skakał stacjonaty. Od razu podbiegł do mnie Lucas z panią Walerią, a Ben próbował złapać konia. Udało mu się to zadziwiająco szybko i po chwili miał w dłoniach oba konie.
- Nic Ci nie jest? - zapytał Lucas.
Kiwnęłam głową, wsiałam i odebrałam konia.
- Ech, nadal musimy z nim to ćwiczyć - pani Wal złapała się za głowę - jutro wsiądę na niego dwa razy i będę z nim ćwiczyć. No cóż, Ben jak chcesz możesz raz jeszcze spróbować ty Amy rozstępuj go z ziemi.
Tak jak mi kazano tak zrobiłam. Wyszłam z padoku i chodziłam w kółko z Ciel'em.
- Szkoda, dobrze Ci szło. A jak to jest z nim na zawodach?
Mówiąc to Lucas podszedł do nas powoli i odebrał ode mnie konia.
- Dopiero niedawno zdobył taką fobię. Przy jednym treningu wpadliśmy prosto w oxer, dlatego teraz nie chce przez nie skakać, no chyba, że będę go w 100% pilnować, dzisiaj tego zabrakło. - zdjęłam kask i odpięłam popręg koniu. - muszę się poprawić. A nie miałeś mieć lekcji?
- Jeanne mnie zastąpiła. Może powinnaś z nim popracować z ziemi?
- Nie umiem - wzruszyłam ramionami - czytałam o tym, ale jakoś nie czuje tego.
- Mogę Ci pomóc - uśmiechnął się.
- No nie wiem... Można spróbować, ale to po treningu z Art'em.
- Dobra, odstawię Ciel'a.
Trenowałam z Art'em ponad godzinę ujeżdżenie. Ten trening poszedł nam świetnie, nie pamiętałam kiedy ostatnio tak dobrze ruszał zadem i podnosił nogi. Byłam z niego bardzo dumna. Po lekcji dałam mu jak zwykle wielką marchewkę i poszłam z Ciel'em na parkur, gdzie czekał już na nas Lucas.
(Lucas?)
Od Lucasa - C.D Amy
Wsiadłem na Basti i zacząłem na niej stępować. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się zadowolony.
-Jako zawodnik, jadę na skoki CS1 lub CS -wyjaśniłem spokojnie.- I w sumie też trochę jako pracownik.
- Na takie wysokie przeszkody jedziesz?!-zapytała zszokowana
-Stallion jest doświadczony , byliśmy już 10 razy na takich zawodach -wyjaśniłem z uśmiechem.
-No jest dość doświadczony w sumie -przyznała
Spojrzałem ze śmiechem na nią i po 10 minutach stępowania, zsiadłem z klaczy. Odprowadziliśmy ją spokojnie do boksu , napoiliśmy i nakarmiliśmy. Basti była zadowolona strasznie i ułożyła się wygodnie na sianie , jak źrebak. Potem znów wstała. Zaśmiałem się i wziąłem Cuddly na padok. Klaczka szybko pobiegła do Stalliona zadowolona. Usiadłem na płocie, ale zaraz zostałem zepchnięty i wylądowałem na trawie. Usłyszałem rozbawiony śmiech Amy i przeskoczyła przez płot do mnie.
-Ał.........za co to?-mruknąłem i spojrzałem na nią zszokowany
-Za nic!-zaśmiała się i pomogła mi wstać.
Podniosłem się z ziemi i usiadłem ponownie na płocie. Amy patrzyła na mnie zadowolona.
-A ty ? Na jaką dyscyplinę?-zapytałem
-Na skoki, tak samo-uśmiechnęła się zadowolona
Skinąłem głową i za chwilę przybiegły do nas nasze konie. Cuddly zaczęła skakać dookoła koni Amy. Zaśmiałem się i patrzyłem na zabawy koni. Pokręciłem głową i popatrzyłem na Amy. Fajnie mieć jakichś ludzi przy sobie. Którzy nie odrzucają cię przy byle okazji.
-Lucas, jakim cudem ty tutaj trafiłeś?-zapytała
-Czemu się o to pytasz, mówiłem Ci przecież -wyjaśniłem.
-Ale zawsze ogólnie mi mówiłeś -mruknęła
-Oj tam nie przesadzaj !-zaśmiałem się
-Lucas.......?-zapytała zdziwiona.
-Ej, tak w ogóle. Masz ochotę pomóc mi przy dwóch kolejnych lekcjach. Lonża i indywidualna -zaproponowałem.
(Amy?)
-Jako zawodnik, jadę na skoki CS1 lub CS -wyjaśniłem spokojnie.- I w sumie też trochę jako pracownik.
- Na takie wysokie przeszkody jedziesz?!-zapytała zszokowana
-Stallion jest doświadczony , byliśmy już 10 razy na takich zawodach -wyjaśniłem z uśmiechem.
-No jest dość doświadczony w sumie -przyznała
Spojrzałem ze śmiechem na nią i po 10 minutach stępowania, zsiadłem z klaczy. Odprowadziliśmy ją spokojnie do boksu , napoiliśmy i nakarmiliśmy. Basti była zadowolona strasznie i ułożyła się wygodnie na sianie , jak źrebak. Potem znów wstała. Zaśmiałem się i wziąłem Cuddly na padok. Klaczka szybko pobiegła do Stalliona zadowolona. Usiadłem na płocie, ale zaraz zostałem zepchnięty i wylądowałem na trawie. Usłyszałem rozbawiony śmiech Amy i przeskoczyła przez płot do mnie.
-Ał.........za co to?-mruknąłem i spojrzałem na nią zszokowany
-Za nic!-zaśmiała się i pomogła mi wstać.
Podniosłem się z ziemi i usiadłem ponownie na płocie. Amy patrzyła na mnie zadowolona.
-A ty ? Na jaką dyscyplinę?-zapytałem
-Na skoki, tak samo-uśmiechnęła się zadowolona
Skinąłem głową i za chwilę przybiegły do nas nasze konie. Cuddly zaczęła skakać dookoła koni Amy. Zaśmiałem się i patrzyłem na zabawy koni. Pokręciłem głową i popatrzyłem na Amy. Fajnie mieć jakichś ludzi przy sobie. Którzy nie odrzucają cię przy byle okazji.
-Lucas, jakim cudem ty tutaj trafiłeś?-zapytała
-Czemu się o to pytasz, mówiłem Ci przecież -wyjaśniłem.
-Ale zawsze ogólnie mi mówiłeś -mruknęła
-Oj tam nie przesadzaj !-zaśmiałem się
-Lucas.......?-zapytała zdziwiona.
-Ej, tak w ogóle. Masz ochotę pomóc mi przy dwóch kolejnych lekcjach. Lonża i indywidualna -zaproponowałem.
(Amy?)
Od Silver - C.D Bena
Spojrzałam na Bena i podeszłam sprawdzając listę. Standardowo nikt nie był zapisany na cross oraz western. Nie byłam pewna co wybrać więc zapisałam się do obu konkurencji z Tajfunem. Chociaż i tak przypuszczam że dyrektorka przydzieli mi tylko jedną dyscyplinę. A Prada może iść na podstawowe skoki w których jest dobra. Gdy się zapisywałam , poczułam czyjś wzrok na sobie. Odwracając się , zobaczyłam zdziwionego Bena.
- Western i cross? - zapytał zszokowany.
-Tak , ake będzie trudno namówić Tajfuna na westernowe siodło czy też klasyczne- westchnęłam.
Ben przyglądał mi się uważnie i zapytał o siodło westernowe. Pokazałam mu je i zapytałam czy chce mi pomóc. Chcieliśmy też zabrać Sophie , ale musiała się czymś zająć. Poszłam więc na padok i zagwizdałam. Tajfun w mgnieniu oka pojawił się obok mnie. Podeszłam do stajni i zaczełam go czyścić. Ogier ani drgnął a Ben wycierał zakurzone siodło konia. Po pielęgnacji , założyłam mu ogłowie oraz siodło westernowe. Ben otworzył mi ujeżdżalnie gdzie były ustawione beczki oraz przeszkody. Wjechałam na nią , a Tajfun ciągle był spięty przez siodło. Spokojnie go przestępowałam i przekłusowałam. Potem przyszła najtrudniejsza dla niego czynność z siodłem. A mianowicie -galop. Na zakręcie docisnęłam łydki i tak jak się spodziewałam , Tajfun zaczął brykać. Pi dibrych 20 minutach niezadowolenia w galopie , przestał wierzgać i był spokojny. Gdy jeszcze chwilę poskakałam na nim i objechałam beczki to zsiadłam z niego. Ściągnęłam mu siodło i zaniosłam do siodlarni. Po chwili wróciłam do konia , który stał z Benen przed stajnią.
-Masz ochotę na teren? -zapytałam
-Jasne , a ne będzie problemów ja wezmę Dragona? -dopytał
-Nie , to idź go siodłać - uśmiechnęłam się.
Ben zniknął w boksie swojego konia , a ja jedynie zminiłam Tajfunowi ogłowie na bezwędzidłowe. Po 20 min. Ben wyszedł z Dragonem , a ja już siedziałam na Tajfunie na oklep.
- Teren na oklep ?!- zdziwił się chłopak.
- Tak. Tajfun lepiej się czuje bez siodła. Z resztą ja też. To co jedziemy ?-zapytałam
Chłopak skinął głową i ruszyliśmy w teren.
(Ben?)
- Western i cross? - zapytał zszokowany.
-Tak , ake będzie trudno namówić Tajfuna na westernowe siodło czy też klasyczne- westchnęłam.
Ben przyglądał mi się uważnie i zapytał o siodło westernowe. Pokazałam mu je i zapytałam czy chce mi pomóc. Chcieliśmy też zabrać Sophie , ale musiała się czymś zająć. Poszłam więc na padok i zagwizdałam. Tajfun w mgnieniu oka pojawił się obok mnie. Podeszłam do stajni i zaczełam go czyścić. Ogier ani drgnął a Ben wycierał zakurzone siodło konia. Po pielęgnacji , założyłam mu ogłowie oraz siodło westernowe. Ben otworzył mi ujeżdżalnie gdzie były ustawione beczki oraz przeszkody. Wjechałam na nią , a Tajfun ciągle był spięty przez siodło. Spokojnie go przestępowałam i przekłusowałam. Potem przyszła najtrudniejsza dla niego czynność z siodłem. A mianowicie -galop. Na zakręcie docisnęłam łydki i tak jak się spodziewałam , Tajfun zaczął brykać. Pi dibrych 20 minutach niezadowolenia w galopie , przestał wierzgać i był spokojny. Gdy jeszcze chwilę poskakałam na nim i objechałam beczki to zsiadłam z niego. Ściągnęłam mu siodło i zaniosłam do siodlarni. Po chwili wróciłam do konia , który stał z Benen przed stajnią.
-Masz ochotę na teren? -zapytałam
-Jasne , a ne będzie problemów ja wezmę Dragona? -dopytał
-Nie , to idź go siodłać - uśmiechnęłam się.
Ben zniknął w boksie swojego konia , a ja jedynie zminiłam Tajfunowi ogłowie na bezwędzidłowe. Po 20 min. Ben wyszedł z Dragonem , a ja już siedziałam na Tajfunie na oklep.
- Teren na oklep ?!- zdziwił się chłopak.
- Tak. Tajfun lepiej się czuje bez siodła. Z resztą ja też. To co jedziemy ?-zapytałam
Chłopak skinął głową i ruszyliśmy w teren.
(Ben?)
poniedziałek, 14 września 2015
Od Amy - C.D Ben'a
Każdy po kolei podyktował klasę i na jakich koniach chciał by jechać, ja specjalnie postanowiłam zostać na koniec. Poprosiłam panią Walerię, byśmy porozmawiały na osobności. Dziewczyny zajęły się dziewczyną, która też szykowała się na zawody z Szajtenem.
- No więc chciałam spróbować z Art'em klasę C.
- Naprawdę? Rozumiem, że bez problemu dawałaś z nim sobie radę w N, ale to młody koń, nie da sobie chyba rady.
- Wieże w niego, najwyżej nie wygramy. Z Ciel'em C1 i może spróbujemy CC?
- Tu mogę się zgodzić. Ostatnio na nim jeździłam, cudo.
- A no i razem z Lucasem, próbujemy Batiste, znowu próbujemy przywrócić do "urzywalności" i może też na niej wystartuje w L?
- Ujeżdżenie? Wiesz, ona dawno nie była... no nie wiem.
- Jak Suzi ma na niej jeździć to musi się znowu powoli przyzwyczajać...
- A nie pomyślałaś o tym, ze ona nie chce juz może jeździć na zawody? Amy, zawsze chcesz dobrze, ale też by była z tego korzyść dla ciebie. Przykro mi ale nie.
Po czym pani Waleria opuściła mnie szybkim krokiem. Tochę się wkurzyłam, ale może to jednak była prawda... Postanowiłam zatopić swoje smutki na grzbiecie konia. Osiodłałam Batis i zabrałam ją na czworobok, by pani Waleria mnie nie widziała i postanowiłam pomóc jej w spalaniu kalorii i wróceniu do formy. Jak zwykle chodziła pięknie, aż nagle odskoczyła w tył i stanęła dęba.
- Spokojnie mała - utrzymałam się i zaczęłam ją uspokajać.
- Sorry, nie wiedziałem, że jest aż tak płochliwa - Lucas podszedł do nas powoli i pogłaskał konia po chrapach.
- Myślisz, że jak to było z tym wypadkiem? Suzi nigdy nie lubiła skoków, Batis też, ale od czasu do czasu małe 50 można poskakać, i wystraszyła się chyba fleszu z aparatu, no i tak to wyszło, że Suzi wpadła jej prosto pod kopyta. Od tamtej pory oby dwie nie skaczą, a ja nie chce tego zmieniać. Wole by jeździły tylko ujeżdżenie niż w ogóle.
Chłopak wyglądał jak by się nad czymś zastanawiał, więc ja ruszyłam powoli kłusem by pokazać jej, że nic się nie dzieje. Klacz po jakiś 2 kółkach westchnęła głęboko i rozluźniła się. Postanowiłam zagalopować, co wyszło jak zwykle klaczy perfekcyjnie.
- Łał, ale pięknie przeszła.
- Tak - poklepałam ją lekko w galopie - to jest coś co trudno wypracować, ona się już z tym urodziła. Dlatego tak pięknie prezentuje się na czworoboku. Wszyscy są zawsze zachwyceni jej urodą i płynnością ruchów.
- A może jakieś łatwe figury?
- Łatwe? Ten koń potrafił zrobić piaff na sam głos.
Tak jak powiedziałam spróbowałam zrobić piaff, koń zdziwił się, że każę już mu takie rzeczy robić ale zaczęła próbować. Nie wychodziło jej i przez to brykała i stawała lekko dęba ale nie poddawała się i zrobiła parę kroków.
-No, no. Dokładnie 3 kroki. Uparta z niej bestia - Lucas poklepał Basti po szyi.
- Jedziesz z nami na zawody? Jako luzak, pracownik czy ktoś taki? - zeszłam z siodła i dałam konia Lucasowi by ją rozstępował.
(Lucas?)
- No więc chciałam spróbować z Art'em klasę C.
- Naprawdę? Rozumiem, że bez problemu dawałaś z nim sobie radę w N, ale to młody koń, nie da sobie chyba rady.
- Wieże w niego, najwyżej nie wygramy. Z Ciel'em C1 i może spróbujemy CC?
- Tu mogę się zgodzić. Ostatnio na nim jeździłam, cudo.
- A no i razem z Lucasem, próbujemy Batiste, znowu próbujemy przywrócić do "urzywalności" i może też na niej wystartuje w L?
- Ujeżdżenie? Wiesz, ona dawno nie była... no nie wiem.
- Jak Suzi ma na niej jeździć to musi się znowu powoli przyzwyczajać...
- A nie pomyślałaś o tym, ze ona nie chce juz może jeździć na zawody? Amy, zawsze chcesz dobrze, ale też by była z tego korzyść dla ciebie. Przykro mi ale nie.
Po czym pani Waleria opuściła mnie szybkim krokiem. Tochę się wkurzyłam, ale może to jednak była prawda... Postanowiłam zatopić swoje smutki na grzbiecie konia. Osiodłałam Batis i zabrałam ją na czworobok, by pani Waleria mnie nie widziała i postanowiłam pomóc jej w spalaniu kalorii i wróceniu do formy. Jak zwykle chodziła pięknie, aż nagle odskoczyła w tył i stanęła dęba.
- Spokojnie mała - utrzymałam się i zaczęłam ją uspokajać.
- Sorry, nie wiedziałem, że jest aż tak płochliwa - Lucas podszedł do nas powoli i pogłaskał konia po chrapach.
- Myślisz, że jak to było z tym wypadkiem? Suzi nigdy nie lubiła skoków, Batis też, ale od czasu do czasu małe 50 można poskakać, i wystraszyła się chyba fleszu z aparatu, no i tak to wyszło, że Suzi wpadła jej prosto pod kopyta. Od tamtej pory oby dwie nie skaczą, a ja nie chce tego zmieniać. Wole by jeździły tylko ujeżdżenie niż w ogóle.
Chłopak wyglądał jak by się nad czymś zastanawiał, więc ja ruszyłam powoli kłusem by pokazać jej, że nic się nie dzieje. Klacz po jakiś 2 kółkach westchnęła głęboko i rozluźniła się. Postanowiłam zagalopować, co wyszło jak zwykle klaczy perfekcyjnie.
- Łał, ale pięknie przeszła.
- Tak - poklepałam ją lekko w galopie - to jest coś co trudno wypracować, ona się już z tym urodziła. Dlatego tak pięknie prezentuje się na czworoboku. Wszyscy są zawsze zachwyceni jej urodą i płynnością ruchów.
- A może jakieś łatwe figury?
- Łatwe? Ten koń potrafił zrobić piaff na sam głos.
Tak jak powiedziałam spróbowałam zrobić piaff, koń zdziwił się, że każę już mu takie rzeczy robić ale zaczęła próbować. Nie wychodziło jej i przez to brykała i stawała lekko dęba ale nie poddawała się i zrobiła parę kroków.
-No, no. Dokładnie 3 kroki. Uparta z niej bestia - Lucas poklepał Basti po szyi.
- Jedziesz z nami na zawody? Jako luzak, pracownik czy ktoś taki? - zeszłam z siodła i dałam konia Lucasowi by ją rozstępował.
(Lucas?)
Od Ben'a - C.D Amy i Silver
- Miałem dość tamtej.
- Dlaczego?
- Wyśmiewali się ze mnie, bo jeździłem konno. Nauczyciele też. - wyjaśniłem niechętnie. - Uważali że powinienem uprawiać jakiś męski sport.
- Przykro mi.
- Znaczy, mi to nie przeszkadzało. Z początku. Ale w końcu zaczęło to być wkurzające. Jedziesz dziś po szkole do stajni? Od razu? - postanowiłem zmienić temat. Dość miałem rozmów o mojej starej szkole.
- Tak. A ty?
- Chyba też. - do klasy weszła nauczycielka więc usiadłem w pojedynczej ławce. Obok usiadła Amy. Oparłem łokieć o ławkę i położyłem na nim głowę. I znów czeka mnie 10 miesięcy nauki. Będę musiał to jakoś pogodzić z treningami. W zeszłym roku Dragon zachorował co wykluczyło nas ze startów, akurat mieliśmy formę no ale cóż. Za to w tym roku chcę przejść z Dragonem klasę wyżej, musiałbym tylko wziąć się do poważnych treningów...
Nagle ktoś szturchnął mnie w bok.
- Ej! - spojrzałem na Amy a ona wskazała głową na nauczycielkę.
- Ben Silver - warknęła kobieta. - Po raz dziesiąty pytam czy obecny, i proszę abyś podniósł rękę, bo z tego co wiem jesteś tu nowy.
- Przepraszam - powiedziałem czując że się czerwienię. - Tak, jestem obecny i tak, jestem nowym uczniem.
Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i powróciła do sprawdzania listy obecności.
Już nie mogłem się doczekać aż odwiedzę Dragona.
~*~
Lekcje skończyliśmy równocześnie z Sophie. Ona też postanowiła od razu jechać do stajni więc ponownie całą trójką wsiedliśmy do busa. Po kilkunastu minutach autobus zatrzymał się. Kilka minut pieszo i naszym oczom ukazała się stajnia. Konie były na pastwiskach. Dragon od razu mnie zauważył więc lekkim galopem podbiegł do mnie. Zapewne wiedział, że jak zwykle mam dla niego marchewkę. Dałem mu warzywo i ruszyłem do stajni. Postanowiłem wyczyścić boks, niby stajenni czyszczą ale zawsze wolę jakoś zrobić to sam. Wyrzuciłem odchody, dorzuciłem nieco trocin, ponieważ mam konia alergika który nie może stać na słomie. Wymyłem jeszcze poidło i żłób. Całość zajęła mi około pół godzinki. Za niedługo miałem mieć jazdę, więc ruszyłem po konia na pastwisko. Na chwilę wpuściłem go do boksu. Od razu wyczuł że zmieniłem ściółkę i wytarzał się. Grzywę miał pełną trocin.
- Co za głupi koń - mruknąłem i ruszyłem do siodlarni po szczotki. Zająłem sobie miejsce na polu przy stanowisku i wróciłem po konia. Zanim jednak dotarłem do boksu ujrzałem konia galopującego korytarzem. Stanąłem w korytarzu by nie pozwolić mu wybiec i złapałem go za grzywę, jednak pociągnął mnie za sobą. Wylądowałem na ziemi, tymczasem nagle pojawiła się obok jakaś dziewczyna. Koń podszedł do niej a ona po chwili wskazała mu ręką na pastwisko... a koń posłusznie odbiegł. Wytrzeszczyłem oczy i wstałem.
- Bardzo Cię przepraszam za niego. Nie wiem co mu odbija..........Tak w ogóle jestem Sil.....Sylvia - powiedziała.
- Ben. - przedstawiłem się. - On cię tak słucha? W sensie... no pokazałaś mu ręką, a on pobiegł.
- Sama nie wiem dlaczego. Czasem mam wrażenie że on martwi się bardziej o mnie niż o siebie. To dziwny koń ale w pozytywnym sensie.
Dobrze mi się rozmawiało z Sylvią, miła odmiana po tym jak wczorajszego dnia nieco chłodno mnie przyjęli. Dowiedziałem się, że koń przez którego bolał mnie teraz tyłek to Tajfun, złapany na ranczu jej rodziców, prócz tego ma klacz arabską o dziwnym umaszczeniu. Rozmawialiśmy spokojnie, nagle w wejściu do stajni pojawiła się Sophie.
- Hej, nie chcę przeszkadzać, ale Ben, za jakieś 15 minut masz być na koniu.
- O kurka! - od razu pobiegłem po konia. Prawie kłusując dotarłem na stanowisko i natychmiast zacząłem czyścić konia. Pomogła mi Sylvia i Sophie. Z siodlarni przyniosłem sprzęt i osiodłałem konia, na koniec założyłem ochraniacze i wcisnąłem kask.
- Dzięki dziewczyny. Mam u was dług - powiedziałem idąc na padok. Amy już stępowała konia więc pośpiesznie dociągnąłem popręg i wskoczyłem.
- No jesteś Ben. Zacznij się rozgrzewać. A właśnie. W tym miesiącu są zawody, skoki i ujeżdżenie. Dobrze by było gdybyście już teraz zastanowili się w jakich klasach chcecie startować. Jak ktoś ma wątpliwości może skonsultować z trenerem. Po jeździe powiedźcie mi wstępnie. - po tych słowach podeszła aby to samo powtórzyć dziewczynom. Zacząłem rozgrzewać konia, robiąc wolty, półwolty oraz serpentyny i zmiany kierunków. Cały trening minął jak dla mnie dość szybko. Dragon nie wydawał się zdekoncentrowany nową stajnią, skakał równie dobrze jak w starej stajni, a może nawet lepiej. Po jeździe zająłem się nim i postanowiłem znaleźć panią Walerię. W końcu znalazłem ją z Sophie, Sylvią oraz Amy, siedziały przed stajnią obok Szajtena. Czekały chyba na klienta na jazdę. Pani Waleria zapisywała w kalendarzu w jakich klasach startujemy.
- W czym startujecie? - zapytałem całą trójkę.
(Ktoś?)
- Dlaczego?
- Wyśmiewali się ze mnie, bo jeździłem konno. Nauczyciele też. - wyjaśniłem niechętnie. - Uważali że powinienem uprawiać jakiś męski sport.
- Przykro mi.
- Znaczy, mi to nie przeszkadzało. Z początku. Ale w końcu zaczęło to być wkurzające. Jedziesz dziś po szkole do stajni? Od razu? - postanowiłem zmienić temat. Dość miałem rozmów o mojej starej szkole.
- Tak. A ty?
- Chyba też. - do klasy weszła nauczycielka więc usiadłem w pojedynczej ławce. Obok usiadła Amy. Oparłem łokieć o ławkę i położyłem na nim głowę. I znów czeka mnie 10 miesięcy nauki. Będę musiał to jakoś pogodzić z treningami. W zeszłym roku Dragon zachorował co wykluczyło nas ze startów, akurat mieliśmy formę no ale cóż. Za to w tym roku chcę przejść z Dragonem klasę wyżej, musiałbym tylko wziąć się do poważnych treningów...
Nagle ktoś szturchnął mnie w bok.
- Ej! - spojrzałem na Amy a ona wskazała głową na nauczycielkę.
- Ben Silver - warknęła kobieta. - Po raz dziesiąty pytam czy obecny, i proszę abyś podniósł rękę, bo z tego co wiem jesteś tu nowy.
- Przepraszam - powiedziałem czując że się czerwienię. - Tak, jestem obecny i tak, jestem nowym uczniem.
Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i powróciła do sprawdzania listy obecności.
Już nie mogłem się doczekać aż odwiedzę Dragona.
~*~
Lekcje skończyliśmy równocześnie z Sophie. Ona też postanowiła od razu jechać do stajni więc ponownie całą trójką wsiedliśmy do busa. Po kilkunastu minutach autobus zatrzymał się. Kilka minut pieszo i naszym oczom ukazała się stajnia. Konie były na pastwiskach. Dragon od razu mnie zauważył więc lekkim galopem podbiegł do mnie. Zapewne wiedział, że jak zwykle mam dla niego marchewkę. Dałem mu warzywo i ruszyłem do stajni. Postanowiłem wyczyścić boks, niby stajenni czyszczą ale zawsze wolę jakoś zrobić to sam. Wyrzuciłem odchody, dorzuciłem nieco trocin, ponieważ mam konia alergika który nie może stać na słomie. Wymyłem jeszcze poidło i żłób. Całość zajęła mi około pół godzinki. Za niedługo miałem mieć jazdę, więc ruszyłem po konia na pastwisko. Na chwilę wpuściłem go do boksu. Od razu wyczuł że zmieniłem ściółkę i wytarzał się. Grzywę miał pełną trocin.
- Co za głupi koń - mruknąłem i ruszyłem do siodlarni po szczotki. Zająłem sobie miejsce na polu przy stanowisku i wróciłem po konia. Zanim jednak dotarłem do boksu ujrzałem konia galopującego korytarzem. Stanąłem w korytarzu by nie pozwolić mu wybiec i złapałem go za grzywę, jednak pociągnął mnie za sobą. Wylądowałem na ziemi, tymczasem nagle pojawiła się obok jakaś dziewczyna. Koń podszedł do niej a ona po chwili wskazała mu ręką na pastwisko... a koń posłusznie odbiegł. Wytrzeszczyłem oczy i wstałem.
- Bardzo Cię przepraszam za niego. Nie wiem co mu odbija..........Tak w ogóle jestem Sil.....Sylvia - powiedziała.
- Ben. - przedstawiłem się. - On cię tak słucha? W sensie... no pokazałaś mu ręką, a on pobiegł.
- Sama nie wiem dlaczego. Czasem mam wrażenie że on martwi się bardziej o mnie niż o siebie. To dziwny koń ale w pozytywnym sensie.
Dobrze mi się rozmawiało z Sylvią, miła odmiana po tym jak wczorajszego dnia nieco chłodno mnie przyjęli. Dowiedziałem się, że koń przez którego bolał mnie teraz tyłek to Tajfun, złapany na ranczu jej rodziców, prócz tego ma klacz arabską o dziwnym umaszczeniu. Rozmawialiśmy spokojnie, nagle w wejściu do stajni pojawiła się Sophie.
- Hej, nie chcę przeszkadzać, ale Ben, za jakieś 15 minut masz być na koniu.
- O kurka! - od razu pobiegłem po konia. Prawie kłusując dotarłem na stanowisko i natychmiast zacząłem czyścić konia. Pomogła mi Sylvia i Sophie. Z siodlarni przyniosłem sprzęt i osiodłałem konia, na koniec założyłem ochraniacze i wcisnąłem kask.
- Dzięki dziewczyny. Mam u was dług - powiedziałem idąc na padok. Amy już stępowała konia więc pośpiesznie dociągnąłem popręg i wskoczyłem.
- No jesteś Ben. Zacznij się rozgrzewać. A właśnie. W tym miesiącu są zawody, skoki i ujeżdżenie. Dobrze by było gdybyście już teraz zastanowili się w jakich klasach chcecie startować. Jak ktoś ma wątpliwości może skonsultować z trenerem. Po jeździe powiedźcie mi wstępnie. - po tych słowach podeszła aby to samo powtórzyć dziewczynom. Zacząłem rozgrzewać konia, robiąc wolty, półwolty oraz serpentyny i zmiany kierunków. Cały trening minął jak dla mnie dość szybko. Dragon nie wydawał się zdekoncentrowany nową stajnią, skakał równie dobrze jak w starej stajni, a może nawet lepiej. Po jeździe zająłem się nim i postanowiłem znaleźć panią Walerię. W końcu znalazłem ją z Sophie, Sylvią oraz Amy, siedziały przed stajnią obok Szajtena. Czekały chyba na klienta na jazdę. Pani Waleria zapisywała w kalendarzu w jakich klasach startujemy.
- W czym startujecie? - zapytałem całą trójkę.
(Ktoś?)
sobota, 12 września 2015
Od Amy - C.D Lucasa
- W sumie Raphael zaraz miał po mnie przyjechać - popatrzyłam na zegarek - ale jak nalegasz.
Machnęłam ręką i ruszyłam w stronę czworoboku. Była tam pani Waleria z kilkoma stałymi jeźdźcami i kończyła jazdę.
- Kiedy jakieś najbliższe zawody? - podeszłam na środek czworoboku.
- We wrześniu, jak zwykle. Otwarty teren skoki i otwarty na ujeżdżenie - powiedziała Sara na Barlon - Amy jak zwykle po wakacjach nie może wrócić do żywych.
- Ha ha. - mruknęłam i rzuciłam kamień z ujeżdżalni.
Chwile później przyszedł Lucas z koniem.
- No to chodźcie na łąkę je rozstępować i dajmy całe piaski temu wielkoludowi - poklepała Stallion'a pani Waleria.
- Masz dziesięć minut by mnie zachwycić - usiadłam na płocie i od razu podeszła do mnie Księżna, nasz stajenny kot i zaczęła się do mnie tulić.
Chłopak stępował z koniem, a mnie coraz bardziej zaczęły oblegać przeróżne zwierzęta. U nas w stajni kładziemy nacisk na sport i opiekowanie się każdą przybłędą, dlatego można spotkać tu kota bez oka, psa bez połowu ucha, nawet kozę, którą wszystkie inne pogardzały bo nie miała jednego rogu. Ja siedząc już na trawie, bawiłam się z każdym po kolej i co jakiś czas patrzyłam jak Lucas sobie radzi. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Spóźnię się, muszę załatwić parę spraw. To dla twojego dobra. - rozłączyłam się.
- Jego ulubiony tekst "To dla twojego dobra" - mruknęłam pod nosem i wróciłam do głaskania kota.
Moja niegdyś czarna bluza stała się biało-brązowym swetrem, poślinionym i pogryzionym. Taka cena bezgranicznej miłość zwierząt. Lucas już kłusował, a ja wyjęłam z torby lustrzankę i zaczęłam robić zdjęcia.
- Chcesz je sobie powiesić nad łóżkiem? - przeszedł przy mnie do stępa i zaśmiał się.
- Mam już kogoś innego zdjęcia - założyłam jedną stronę włosów za ucho i odwróciłam się do niego plecami i próbowałam zrobić zdjęcie wesołej grupie "wyrzutków".
- Ciekawe kogo... - dociekał Lucas, tylko teraz krzyczał z drugiej strony czworoboku.
- Nie twój interes. Jak ktoś zna mnie np. ze szkoły to mógł by się domyślić.
- No tak, te szkole miłości - przewrócił oczami.
- Za mało mnie znasz bym powierzała Ci moje sekrety, co trzymam w łóżku, nad nim i pod. - znowu zaczęłam robić im zdjęcia gdy przechodzili po drążkach, robili wolty itp.
- Osoby w twoim wieku są nieobliczalne, możesz tam trzymać nawet i zwłoki - uśmiechnął się.
- Z kąt o tym wiesz?! - udawałam zaskoczoną - A tak na prawdę to mam pełno zdjęć szkolnej drużyny, szkoły, miasta, szczurów... jestem w szkolnej gazetce, czyli coś najgorszego.
- Czemu? Myślałem, że to zaszczyt.
- Taaa... bycie na każdym meczu, wydarzeniu i na każdym przedstawieniu w teatrze... super. Chciałam robić coś bardziej swojego, ale muszę się ograniczać do prostych zdjęć szkoły. Yyhh...
- No to na prawdę straszne, patrzeć jak często napakowani chłopacy biegają za piłką lub dziewczyny w skąpych strojach podnoszą się i robią układy z pomponami...
- A żebyś wiedział, czuję się jak bym mieszkała w Ameryce... może galop?
Chłopak ruszył spokojnym galopem, a ja znowu zaczęłam robić serie zdjęć. Nagle poczułam pukanie w plecy.
- Przepraszam Cię, mam małe wynagrodzenie za to, że nie widziałaś mnie od tak dawna. Dzisiejszego ranka - uśmiechnął się.
- Łał Raphael, jak zwykle to samo? - uśmiechnęłam się i pożegnałam z Lucasem.
- Nie dzisiaj coś zupełnie innego.
Gdy dojechaliśmy pod dom, przywitał nas jak zwykle wielki mosiężny lew, jak w starych zamczyskach. ale gry otworzyłam drzwi nie czekał na mnie jak zwykle porządek w szafce z butami, tylko poślinione kapcie i mała czarna kulka sierści.
- Cześć mały - pogłaskałam psa - to ty jesteś tą niespodzianką?
- Mamy wielkie podwórko, uznałem, że smutno tu jakoś we dwoje. I już nie będzie trzeba sprzątać okruchów spod stołu - zdjął marynarkę.
- Jak ma na imię? Jest prześliczny - wzięłam tą małą kulkę na ręce,a on ugryzł mnie delikatnie w nos.
- Joker.
- Hmm... dlaczego?
- Jako jedyny ze wszystkich urodził się czarny i osoby ze schroniska dału mu takie imię, innego wytłumaczenia nie dostałem.
- Ze schroniska? Urodził się tam?
- Nie, znaleźli całe pudełko szczeniaków pod lasem.
- Biedak - przytuliłam go i zabrałam do siebie do pokoju.
~~***~~
- 1 wreześnia, zaczyna się katorga - zasłoniłam dłońmi twarz i z powrotem położyłam się na poduszce. Nagle poczułam cieplutki język na moim policzku - No cześć mały. Może pójdziesz ze mną do szkoły? Schowam Cię w torebkę i nikt nie zauważy - uśmiechnęłam się do niego i dałam buzi w jego małe czoło.
Jak zwykle zeszłam na dół w szlafroku, ale tym razem w kieszeni miałam czarnego psiaka, który wystawał radośnie i przyglądał się wszystkiemu. Po śniadaniu szybko ubrałam się w białą koszulę w kratę, spódnicę i adidasy w zebrę.
- Jak ja nie lubię takiego stroju - przewróciłam oczami i wzięłam białą torbę z myszką Minnie.
- Idę! - wrzasnęłam gdy wychodziłam z domu.
Ku mojemu zaskoczeniu w autobusie spotkałam Sophie i Ben'a.
- Cześć - pomachałam lekko dłonią i usiadłam na przeciwko ich.
Od słowa do słowa dowiedziałam się, że będę chodzić do klasy z Ben'em, a Sophie będzie w klasie niżej.
- Czasem po szkole, jadę od razu do stajni, jak będziecie chcieli, będziemy mogli iść kiedyś razem.
Ben przyglądał mi się dziwnie, a Sophie jak zwykle radośnie odpowiadała na moje każde pytanie. W szkole musieliśmy się rozdzielić ja poszłam z Ben'em do naszej klasy, a Sophie szukała swojej.
- Dlaczego dopiero teraz zaczynasz chodzić do tej szkoły? - zaczęłam bacznie mu się przyglądać.
(Ben?)
Machnęłam ręką i ruszyłam w stronę czworoboku. Była tam pani Waleria z kilkoma stałymi jeźdźcami i kończyła jazdę.
- Kiedy jakieś najbliższe zawody? - podeszłam na środek czworoboku.
- We wrześniu, jak zwykle. Otwarty teren skoki i otwarty na ujeżdżenie - powiedziała Sara na Barlon - Amy jak zwykle po wakacjach nie może wrócić do żywych.
- Ha ha. - mruknęłam i rzuciłam kamień z ujeżdżalni.
Chwile później przyszedł Lucas z koniem.
- No to chodźcie na łąkę je rozstępować i dajmy całe piaski temu wielkoludowi - poklepała Stallion'a pani Waleria.
- Masz dziesięć minut by mnie zachwycić - usiadłam na płocie i od razu podeszła do mnie Księżna, nasz stajenny kot i zaczęła się do mnie tulić.
Chłopak stępował z koniem, a mnie coraz bardziej zaczęły oblegać przeróżne zwierzęta. U nas w stajni kładziemy nacisk na sport i opiekowanie się każdą przybłędą, dlatego można spotkać tu kota bez oka, psa bez połowu ucha, nawet kozę, którą wszystkie inne pogardzały bo nie miała jednego rogu. Ja siedząc już na trawie, bawiłam się z każdym po kolej i co jakiś czas patrzyłam jak Lucas sobie radzi. Nagle zadzwonił mój telefon.
- Spóźnię się, muszę załatwić parę spraw. To dla twojego dobra. - rozłączyłam się.
- Jego ulubiony tekst "To dla twojego dobra" - mruknęłam pod nosem i wróciłam do głaskania kota.
Moja niegdyś czarna bluza stała się biało-brązowym swetrem, poślinionym i pogryzionym. Taka cena bezgranicznej miłość zwierząt. Lucas już kłusował, a ja wyjęłam z torby lustrzankę i zaczęłam robić zdjęcia.
- Chcesz je sobie powiesić nad łóżkiem? - przeszedł przy mnie do stępa i zaśmiał się.
- Mam już kogoś innego zdjęcia - założyłam jedną stronę włosów za ucho i odwróciłam się do niego plecami i próbowałam zrobić zdjęcie wesołej grupie "wyrzutków".
- Ciekawe kogo... - dociekał Lucas, tylko teraz krzyczał z drugiej strony czworoboku.
- Nie twój interes. Jak ktoś zna mnie np. ze szkoły to mógł by się domyślić.
- No tak, te szkole miłości - przewrócił oczami.
- Za mało mnie znasz bym powierzała Ci moje sekrety, co trzymam w łóżku, nad nim i pod. - znowu zaczęłam robić im zdjęcia gdy przechodzili po drążkach, robili wolty itp.
- Osoby w twoim wieku są nieobliczalne, możesz tam trzymać nawet i zwłoki - uśmiechnął się.
- Z kąt o tym wiesz?! - udawałam zaskoczoną - A tak na prawdę to mam pełno zdjęć szkolnej drużyny, szkoły, miasta, szczurów... jestem w szkolnej gazetce, czyli coś najgorszego.
- Czemu? Myślałem, że to zaszczyt.
- Taaa... bycie na każdym meczu, wydarzeniu i na każdym przedstawieniu w teatrze... super. Chciałam robić coś bardziej swojego, ale muszę się ograniczać do prostych zdjęć szkoły. Yyhh...
- No to na prawdę straszne, patrzeć jak często napakowani chłopacy biegają za piłką lub dziewczyny w skąpych strojach podnoszą się i robią układy z pomponami...
- A żebyś wiedział, czuję się jak bym mieszkała w Ameryce... może galop?
Chłopak ruszył spokojnym galopem, a ja znowu zaczęłam robić serie zdjęć. Nagle poczułam pukanie w plecy.
- Przepraszam Cię, mam małe wynagrodzenie za to, że nie widziałaś mnie od tak dawna. Dzisiejszego ranka - uśmiechnął się.
- Łał Raphael, jak zwykle to samo? - uśmiechnęłam się i pożegnałam z Lucasem.
- Nie dzisiaj coś zupełnie innego.
Gdy dojechaliśmy pod dom, przywitał nas jak zwykle wielki mosiężny lew, jak w starych zamczyskach. ale gry otworzyłam drzwi nie czekał na mnie jak zwykle porządek w szafce z butami, tylko poślinione kapcie i mała czarna kulka sierści.
- Cześć mały - pogłaskałam psa - to ty jesteś tą niespodzianką?
- Mamy wielkie podwórko, uznałem, że smutno tu jakoś we dwoje. I już nie będzie trzeba sprzątać okruchów spod stołu - zdjął marynarkę.
- Jak ma na imię? Jest prześliczny - wzięłam tą małą kulkę na ręce,a on ugryzł mnie delikatnie w nos.
- Joker.
- Hmm... dlaczego?
- Jako jedyny ze wszystkich urodził się czarny i osoby ze schroniska dału mu takie imię, innego wytłumaczenia nie dostałem.
- Ze schroniska? Urodził się tam?
- Nie, znaleźli całe pudełko szczeniaków pod lasem.
- Biedak - przytuliłam go i zabrałam do siebie do pokoju.
~~***~~
- 1 wreześnia, zaczyna się katorga - zasłoniłam dłońmi twarz i z powrotem położyłam się na poduszce. Nagle poczułam cieplutki język na moim policzku - No cześć mały. Może pójdziesz ze mną do szkoły? Schowam Cię w torebkę i nikt nie zauważy - uśmiechnęłam się do niego i dałam buzi w jego małe czoło.
Jak zwykle zeszłam na dół w szlafroku, ale tym razem w kieszeni miałam czarnego psiaka, który wystawał radośnie i przyglądał się wszystkiemu. Po śniadaniu szybko ubrałam się w białą koszulę w kratę, spódnicę i adidasy w zebrę.
- Jak ja nie lubię takiego stroju - przewróciłam oczami i wzięłam białą torbę z myszką Minnie.
- Idę! - wrzasnęłam gdy wychodziłam z domu.
Ku mojemu zaskoczeniu w autobusie spotkałam Sophie i Ben'a.
- Cześć - pomachałam lekko dłonią i usiadłam na przeciwko ich.
Od słowa do słowa dowiedziałam się, że będę chodzić do klasy z Ben'em, a Sophie będzie w klasie niżej.
- Czasem po szkole, jadę od razu do stajni, jak będziecie chcieli, będziemy mogli iść kiedyś razem.
Ben przyglądał mi się dziwnie, a Sophie jak zwykle radośnie odpowiadała na moje każde pytanie. W szkole musieliśmy się rozdzielić ja poszłam z Ben'em do naszej klasy, a Sophie szukała swojej.
- Dlaczego dopiero teraz zaczynasz chodzić do tej szkoły? - zaczęłam bacznie mu się przyglądać.
(Ben?)
Od Lucasa - C.D Amy
Popatrzyłem na nią i zmarszczyłem brwi. Jasne, na 100% dobrze mnie znała. Coś mi się to nie wydaje.
-Oj zdziwiłabyś się -powiedziałem z chytrym uśmiechem.
Amy spojrzała na mnie zdziwiona , a ja odwróciłem się do niej tyłem i zacząłem udawać że ją ignoruję.
-Lucas? -chciała zwrócić na siebie uwagę. Jednak ja dawałem komendy Suzi , która wykonywała je ochoczo. Mimo że przez pierwsze chwilę była strasznie spięta, to później się rozluźniła. Jak na razie Batis miała stępować i dobrze. Po 20 minutach przeszliśmy do kłusa. I znów powróciło spięcie dziewczynki. Doszedłem do wniosku, że jednak dziś nie będzie ona galopowała. Lepiej niech się znów zacznie przyzwyczajać , a kto wie może do 4 lekcji znów zacznie galopować. Amy stała za mną bacznie mi się przyglądając. Normalnie czułem jej wzrok na sobie. To było dla mnie dziwne. Po półtorej godzinie Suzi na szczęście poprawiła swoją równowagę w kłusie. Długo nie jeździła, ale jednak dużo pamiętała. Potem dostałem telefon od jej rodziców , że niedługo przyjadą po córkę. Powiedziałem by poszła wyczyścić klacz, a sam zaniosłem cały jej sprzęt do siodlarni. Stanąłem blisko boksu Batiste i przyglądałem jak Suzi się z nią bawi. To był na prawdę miły widok. Jednak stanie i bezczynność nie trwały wiecznie. Musiałem nakarmić konie owsem oraz dać im siana. Potem zamieść jeszcze stajnię. Trwało to dość długo, ale w między czasie pożegnałem się również z Suzi, która bardzo mi dziękowała za lekcję. Gdy wszystko skończyłem oparłem się o boks Stalliona. Zaraz obok mnie pojawiła się Amy.
-Cześć!-uśmiechnęła się , a ja odskoczyłem jak oparzony.
-Nie strasz człowieka-mruknąłem wkurzony
Amy zaczęła się śmiać i pogłaskała mojego ogiera i dała mu marchewkę. Gdy tylko Cuddly to zobaczyła, przednimi nóżkami wskoczyła na drzwiczki od boksu i wystawiła łebek. Oboje z Amy zaczęliśmy się śmiać , rozbawieni całą sytuacją.
-Nie zapomniałem o tobie Cuddly-uśmiechnąłem się i dałem jej kostkę cukru.
Zaraz stanąłem tyłem do koni i popatrzyłem na Amy, która przez cały dzień ciągle mi się przyglądała.
-Co ty się tak na mnie patrzysz no?-mruknąłem i zrobił się ze mnie burak cukrowy
-A nie mogę?!-zaśmiała się
Chciałem coś powiedzieć, jednak Stallion popchnął mnie łbem w stronę Amy.
-Amm. Nie zezwalam na to?-wydukałem i parsknąłem śmiechem.
-A niby czemu?-zapytała i położyła ręce na biodrach.
-A bo tak -mruknąłem. - Idziesz ze mną na czworobok. Muszę poćwiczyć ze Stallionem
(Amy?)
-Oj zdziwiłabyś się -powiedziałem z chytrym uśmiechem.
Amy spojrzała na mnie zdziwiona , a ja odwróciłem się do niej tyłem i zacząłem udawać że ją ignoruję.
-Lucas? -chciała zwrócić na siebie uwagę. Jednak ja dawałem komendy Suzi , która wykonywała je ochoczo. Mimo że przez pierwsze chwilę była strasznie spięta, to później się rozluźniła. Jak na razie Batis miała stępować i dobrze. Po 20 minutach przeszliśmy do kłusa. I znów powróciło spięcie dziewczynki. Doszedłem do wniosku, że jednak dziś nie będzie ona galopowała. Lepiej niech się znów zacznie przyzwyczajać , a kto wie może do 4 lekcji znów zacznie galopować. Amy stała za mną bacznie mi się przyglądając. Normalnie czułem jej wzrok na sobie. To było dla mnie dziwne. Po półtorej godzinie Suzi na szczęście poprawiła swoją równowagę w kłusie. Długo nie jeździła, ale jednak dużo pamiętała. Potem dostałem telefon od jej rodziców , że niedługo przyjadą po córkę. Powiedziałem by poszła wyczyścić klacz, a sam zaniosłem cały jej sprzęt do siodlarni. Stanąłem blisko boksu Batiste i przyglądałem jak Suzi się z nią bawi. To był na prawdę miły widok. Jednak stanie i bezczynność nie trwały wiecznie. Musiałem nakarmić konie owsem oraz dać im siana. Potem zamieść jeszcze stajnię. Trwało to dość długo, ale w między czasie pożegnałem się również z Suzi, która bardzo mi dziękowała za lekcję. Gdy wszystko skończyłem oparłem się o boks Stalliona. Zaraz obok mnie pojawiła się Amy.
-Cześć!-uśmiechnęła się , a ja odskoczyłem jak oparzony.
-Nie strasz człowieka-mruknąłem wkurzony
Amy zaczęła się śmiać i pogłaskała mojego ogiera i dała mu marchewkę. Gdy tylko Cuddly to zobaczyła, przednimi nóżkami wskoczyła na drzwiczki od boksu i wystawiła łebek. Oboje z Amy zaczęliśmy się śmiać , rozbawieni całą sytuacją.
-Nie zapomniałem o tobie Cuddly-uśmiechnąłem się i dałem jej kostkę cukru.
Zaraz stanąłem tyłem do koni i popatrzyłem na Amy, która przez cały dzień ciągle mi się przyglądała.
-Co ty się tak na mnie patrzysz no?-mruknąłem i zrobił się ze mnie burak cukrowy
-A nie mogę?!-zaśmiała się
Chciałem coś powiedzieć, jednak Stallion popchnął mnie łbem w stronę Amy.
-Amm. Nie zezwalam na to?-wydukałem i parsknąłem śmiechem.
-A niby czemu?-zapytała i położyła ręce na biodrach.
-A bo tak -mruknąłem. - Idziesz ze mną na czworobok. Muszę poćwiczyć ze Stallionem
(Amy?)
Od Amy - C.D Lucasa
Po dość wyczerpującym dla Art'a terenie, postanowiłam wynagrodzić mu to i dać wielką, soczystą marchewkę. On jak zwykle zadowolony schrupał ją bez żadnych małych kawałków leżących na ziemi. Gdy on zaczął pić, ja zabrałam jego rzeczy i poszłam w stronę siodlarni, ale gry tam szłam zobaczyłam, że nie ma Batise w boksie, nie była zbyt często ruszana, obrosła w masie i chyba nie mieściła się już w swoje siodło. Odłożyłam sprzęt i postanowiłam zobaczyć, czy może jej nie sprzedali. Ku mojemu zaskoczeniu klacz ochoczo kłusowała na lonży na samym kantarze. Podeszłam do leżącego na płocie siodła i małej Suzi(jak my ją nazywaliśmy).
- Znowu wsiadasz? - przejechałam ręką zakurzone siodło.
- Postaram się, tęsknie za tym, ale nadal się boje.
- Siedzi Ci to w psychice. Jak znowu zaczniesz galopować to nie będziesz chciała schodzić - poklepałam ją po kasku - też tak miałam przez chwilę.
- Wiem, ale nie wyobrażam sobie bym znowu podbijała z nią czworoboki - uśmiechnęła się - mimo, że za tym tęsknie - posmutniała.
- Mogę od czasu do czasu na nią wsiąść, zaraz zacznie się rok szkolny ale dam sobie jakoś radę. Uwielbiałam patrzeć jak robiłaś z nią przeróżne figury. Wyglądała tak dostojnie i te jej szczoty na kopytach. Piękna.
- To dlaczego masz dwa konie bez szczotek i skokowce?
- Tak wyszło. Jak chcesz będziesz mogła kiedyś wsiąść na Art'a, go raczej staram się na ujeżdżenie naprowadzać, bo w skokach to on wielkim mistrzem nie zostanie.
- Pamiętam, jak on miał ambicje na skoczka, ale z 1 metrem, ma problemy - zaśmiała się.
- Już w sumie się trochę wyrobił. Skacze nawet po 1,20m.
- On? Łał, bała bym się tak wysoko skakać, sama mam 1,45m. - zmierzyła się ręką.
- Ciel skaczę o wiele wyżej i jakoś daję radę, ale wiesz...
Nagle podszedł do nas Lukas i włożył na grzbiet klaczy siodło i szybko założył ogłowie. Koń od razu zaczął mielić językiem i przyzwyczajać się z powrotem do wędzidła.
- No to wskakuj - zrobił z rąk podest i podrzucił Suzi na grzbiet.
- Czyli to ty masz się zajmować naszą Suzi i Batis - pogłaskałam klacz po pysku.
- Tak wyszło - popatrzył na mnie i dopiął popręg - w sumie nawet się cieszę.
- Nie dziwie Ci się, obie są bardzo uzdolnione i chętnie do współpracy, prawda Suzi? - uśmiechnęłam się żartobliwie, a dziewczyna przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Lonżę czy puścisz je same?
- Batiste ma dużo energi i wolał bym mieć je pod kontrolą.
- Jak wolisz. A... wsiadła bym czasem na Batis, dobra?
- No nie wiem - uśmiechnął się - musiał bym was obserwować.
Prychnęłam.
- Nie bądź taki do przodu - zaśmiałam się.
- A jestem? - zrobił sztucznie zdziwioną minę.
- Lucas... znam Cię już dość długo. Wiem co Ci tam po głowie lata, tylko dwie rzeczy.
- No to powiedź mi jakie? - popatrzył na mnie i przypiął klaczy lonżę do wędzidła i pozwolił jej iść.
- Hmmm... konie i .... może twoje włosy?A i jeszcze mięśnie! - zaczęłam się podśmiewywać, a on zrobił dziwną jak dla mnie minę.
(Lucas?)
- Znowu wsiadasz? - przejechałam ręką zakurzone siodło.
- Postaram się, tęsknie za tym, ale nadal się boje.
- Siedzi Ci to w psychice. Jak znowu zaczniesz galopować to nie będziesz chciała schodzić - poklepałam ją po kasku - też tak miałam przez chwilę.
- Wiem, ale nie wyobrażam sobie bym znowu podbijała z nią czworoboki - uśmiechnęła się - mimo, że za tym tęsknie - posmutniała.
- Mogę od czasu do czasu na nią wsiąść, zaraz zacznie się rok szkolny ale dam sobie jakoś radę. Uwielbiałam patrzeć jak robiłaś z nią przeróżne figury. Wyglądała tak dostojnie i te jej szczoty na kopytach. Piękna.
- To dlaczego masz dwa konie bez szczotek i skokowce?
- Tak wyszło. Jak chcesz będziesz mogła kiedyś wsiąść na Art'a, go raczej staram się na ujeżdżenie naprowadzać, bo w skokach to on wielkim mistrzem nie zostanie.
- Pamiętam, jak on miał ambicje na skoczka, ale z 1 metrem, ma problemy - zaśmiała się.
- Już w sumie się trochę wyrobił. Skacze nawet po 1,20m.
- On? Łał, bała bym się tak wysoko skakać, sama mam 1,45m. - zmierzyła się ręką.
- Ciel skaczę o wiele wyżej i jakoś daję radę, ale wiesz...
Nagle podszedł do nas Lukas i włożył na grzbiet klaczy siodło i szybko założył ogłowie. Koń od razu zaczął mielić językiem i przyzwyczajać się z powrotem do wędzidła.
- No to wskakuj - zrobił z rąk podest i podrzucił Suzi na grzbiet.
- Czyli to ty masz się zajmować naszą Suzi i Batis - pogłaskałam klacz po pysku.
- Tak wyszło - popatrzył na mnie i dopiął popręg - w sumie nawet się cieszę.
- Nie dziwie Ci się, obie są bardzo uzdolnione i chętnie do współpracy, prawda Suzi? - uśmiechnęłam się żartobliwie, a dziewczyna przełknęła ślinę i pokiwała głową.
- Lonżę czy puścisz je same?
- Batiste ma dużo energi i wolał bym mieć je pod kontrolą.
- Jak wolisz. A... wsiadła bym czasem na Batis, dobra?
- No nie wiem - uśmiechnął się - musiał bym was obserwować.
Prychnęłam.
- Nie bądź taki do przodu - zaśmiałam się.
- A jestem? - zrobił sztucznie zdziwioną minę.
- Lucas... znam Cię już dość długo. Wiem co Ci tam po głowie lata, tylko dwie rzeczy.
- No to powiedź mi jakie? - popatrzył na mnie i przypiął klaczy lonżę do wędzidła i pozwolił jej iść.
- Hmmm... konie i .... może twoje włosy?A i jeszcze mięśnie! - zaczęłam się podśmiewywać, a on zrobił dziwną jak dla mnie minę.
(Lucas?)
Od Silver - C.D Ben'a
Przyjechałam dopiero co na stadninę. Przywiózł mnie mój chrzestny i odjechał, dobrze że pieszo miałam do nich tylko godzinę. Więc nie będzie problemu z odwiedzeniem czy powrotem. Wyprowadziłam Pradę z boksu i od razu na chwilę wypuściłam na padok. Tak samo Tajfuna, ale jednak ten nim się obejrzałam wyskoczył z padoku i znalazł się obok mnie. Pokręciłam ze śmiechem głową i zabrałam ich sprzęt do siodlarni. Miałam dla Tajfuna siodło, ale nigdy go nie użyłam. Będę musiała to zmienić , jeśli chcę jeździć na zawody z nim. Poszłam do stajni, a koń bez najmniejszego problemu poszedł za mną. Zamknęłam go w boksie , co oczywiście mu się nie spodobało. Jak zwykle. Przecież nie mogłam pozwolić by wybiegł na otwartą przestrzeń której nie zna. Wyszłam ze stajni , mijając jakiegoś chłopaka. Zbytnio się tym nie przejmowałam. Gdy za chwilę usłyszałam huk. Odwróciłam się i zobaczyłam jak mój kochany Tajfun galopuje przez stajnię w moją stronę. Chłopak który wchodził do stajni, chciał zatrzymać konia. Jednak gdy chwycił jego grzywy, gdy odskoczył od niego , Tajfun pociągnął go za sobą. Stanął tuż przede mną , ale gdy tylko chłopak się go puścił obszedł mnie dookoła i stwierdził tą swoją boską dumną miną, że nic mi nie grozi. Nie rozumiem jak koń może być tak opiekuńczy. Zaraz usłyszałam mruknięcie niezadowolenia. Zobaczyłam że chłopak podnosi się z ziemi, tuż obok Tajfuna. I koń i chłopak spojrzeli na siebie chłodno. Cóż sama nie wiedziałam jak miałam zareagować na tą sytuację. Wskazałam ręką na padok, gdzie była Prada i spojrzałam na Tajfuna. Miażdżyłam konia przez chwilę wzrokiem, aż ten od galopował i wskoczył na padok i podbiegł do Prady. Spojrzałam na chłopaka skruszoną miną.
-Bardzo Cię przepraszam za niego. Nie wiem co mu odbija..........Tak w ogóle jestem Sil.....Sylvia-przedstawiłam się
(Ben?)
-Bardzo Cię przepraszam za niego. Nie wiem co mu odbija..........Tak w ogóle jestem Sil.....Sylvia-przedstawiłam się
(Ben?)
wtorek, 8 września 2015
Od Ben'a - C.D Amy
Dziewczyny rozmawiały w najlepsze jakby mnie nie było. Chyba jednak nie powinienem pchać się w ten teren... Ale trudno, już wyjechaliśmy. W ciszy próbowałem zgrać się z Welmą. Może to moja niechęć do anglików, albo ja po prostu jestem kupą nie jeźdźcem, ale nie spasowała mi. Po kilkudziesięciu minutach jazdy Amy zatrzymała konia.
- No dobra. Za tymi drzewami jest trasa z przeszkodami. Nieco wymagająca, więc jak nie chcecie to możecie tu zaczekać a ja pojadę sama, Art'owi się przyda taka trasa.
Nadal nie czułem się do końca przyzwyczajony do Welmy, ale nie zamierzałem czekać samotnie na dziewczyny, a co za tym idzie skompromitować się w pierwszy dzień.
- Z chęcią spróbuję - powiedziałem chyba trochę zbyt chłodno.
- Okej. To ja pojadę pierwsza, a wy... jedźcie jak chcecie.
Po tych słowach Amy zakłusowała. Z Sophie spojrzeliśmy po sobie. Skinąłem głową pozwalając jej tym samym jechać za Amy. Czarnowłosa pogoniła Fatum a ja zrobiłem kółko i ruszyłem za dziewczynami.
Z początku byłem trochę spięty i przy pierwszych skokach siedziałem trochę sztywno, zapewne przez to Welma kilka razy wierzgnęła. Spróbowałem wziąć przykład z dziewczyn i postanowiłem się rozluźnić. Lepiej. Pokonywaliśmy kolejne przeszkody, w końcu usłyszałem głos Amy:
- Za niedlugo koniec! - zawołała i pokonała zakręt znikając mi z oczu.
Odetchnąłem z ulgą i poluzowałem wodze. Już miałem poklepać klacz, kiedy sam wyjechałem zza zakrętu i ujrzałem jeszcze trzy przeszkody.
- O cholerka... - zakląłem pod nosem i tuż przed pierwszą przeszkodą zebrałem wodze. Zarzuciło mnie w siodle i uderzyłem się nosem o szyję Welmy ale utrzymałem się w siodle. Po zaledwie dwóch foule klacz wybiła się. Tym razem nie miałem tyle szczęścia. Ledwo Welma wylądowała ja zsunąłem się z siodła. Zdezorientowana klacz zarzuciła łbem, wierzgnęła po czym samodzielnie przeskoczyła ostatnią przeszkodę, i zatrzymała się przy dziewczynach.
Podniosłem się z ziemi i otrzepałem bryczesy.
- Żyjesz?
- Żyję. Tylko tyłek trochę boli. - z krzywym uśmiechem podeszłem do Welmy i chwyciłam wodze. Uspokoiłem ją i po chwili wskoczyłem.
- To na dziś byłoby chyba na tyle. - mruknęła Amy.
- Mogę spróbować jeszcze raz? - zapytałem szybko. - Znaczy nie całą trasę. Tylko ten odcinek.
- Jeśli chcesz. - dziewczyna wzruszyła ramionami.
Kiwnąłem głową i przejechałem obok przeszkód zatrzymując się przy każdej. Na końcu zrobiłem kilka kółek w kłusie, potem z dwa w galopie i ruszyłem na szereg. Pierwszą przeskoczyła bez problemu, przy drugiej zawahała się lecz przyłożyłem mocniej łydkę i skoczyła, choć zachwiałem się w locie. Trzecią pokonała nienagannie więc poklepałem ją i zwolniłem najpierw do kłusa potem do stępa.
- Teraz było lepiej. Wracamy?
- Tak, ale nie z powrotem przejeżdżając obok przeszkód tylko jedziemy teraz prosto a potem skręcimy w ścieżkę prowadzącą prosto do stajni. - uprzedziła Amy.
- No to prowadź.
Dziewczyna ruszyła, za nią Sophie, na końcu ja. Jechaliśmy spokojnym stępem, więc dziewczyny sobie rozmawiały, tym razem co jakiś czas któraś się do mnie odezwała. W końcu dotarliśmy do stajni i od razu zajęliśmy się końmi.
- O, już jesteście - pojawiła się przy nas pani Waleria. - Jak ci się spodobała Welma? - skierowała do mnie pytanie.
- Jest całkiem fajna - przyznałem. - Ale wolę Dragona.
- Jutro mogę was wziąć na trening. A tobie Sophie? Jak Fatum?
Pani Waleria zajęła się rozmową z dziewczynami, ja w tym czasie skończyłem z Welmą i odprowadziłem ją do boksu. Gdy wróciłem po sprzęt pod stajnię parkował samochód z przyczepą.
piątek, 4 września 2015
Od Lucasa
No koniec wolnego i nauki. Głównie to nie pokazywałem się w tej stadninie, a Stallion głównie siedział w stodole z Cuddly. Dziś jednak nadszedł dzień gdy Pani Waleria , poprosiła mnie o całkowite przeniesienie się do stadniny. Pierwszy dzień miałem zacząć od dwóch lonży. Już musiałem podziękować dyrektorce pracą. I tak bardzo zawdzięczam im to, że dali mi dach nad głową. Stajnia i tak była niedaleko ode mnie. Więc ubrałem się odpowiednio. Wsiadłem na Stalliona i wziąłem kantar i uwiąz dla Cuddly. Przywiązałem ją i pojechałem spokojnym tempem. Było bardzo wcześnie, więc nie było ludzi prócz dyrektorów , instruktorów i pracowników. Wprowadziłem więc Stalliona do boksu i Cuddly. Byli razem w boksie, bo mała jeszcze nadal nie mogła zostawać sama. Na pierwszą lonżę zabrałem kucyka szetlandzkiego, ponieważ jeździec miał być dzieckiem niespełna 8 letnim. Pierwsza lonża minęła bez zarzutów, ale jednak przy drugiej miałem więcej pracy. Przyjechała do nas 13 latka, która była po ciężkim wypadku. Mająca konia , który trochę stoi już w boksie, ponieważ jego właścicielka po wypadku na nim, nie chciała już na niego wsiadać. Dostałem zadanie by przyzwyczaić ją znów do koni. Przygotowałem do tego Stalliona i zacząłem lonżę.
(Ktoś?)
(Ktoś?)
Od Amy - C.D Spohie
Poszłam przyszykować Art'a - przyda mu się trochę ruchu - jak zwykle był brązowy i zadowolony z siebie. Szybko zabrałam się za czyszczenie. Koń był już czyściutki, a Sophie nadal nie ma.
- Może się znowu zgubiła? - zapytałam się konia i dałam mu smakołyk.
Ruszyłam w stronę biura. Mijając przy tym wszystkie boksy i ujeżdżalnię, aż coś przykuło mój wzrok. Lekko zardzewiała przyczepa z której wyprowadzano przepięknego siwka. Podeszłam trochę bliżej i w tym samym czasie zauważyłam panią Walerię, Sophie i jakiegoś chłopaka. Po cichu podeszłam do nich i ustałam obok Sophie, która przyglądała się ogierowi.
- Długo?
Dziewczyna lekko podskoczyła i z wielkimi oczami popatrzyła na mnie.
- Nie, nie. Mogę zabrać Fatum.
- No,no ulubienica naszej kochanej pani Walerii - popatrzyłam się na trenera z lekkim uśmiechem, a ona podeszła do nas, trzymając chłopaka za ramiona.
- Amy jak zwykle tylko prawi komplementy - zaśmiała się - no ale do rzeczy, to Ben. Liczę, że mu pomożesz. Jak się oczywiście domyśliłaś, jest nowy i jak wszyscy nie znają okolicy i ...
- Nie zabiorę go na dzisiejszych teren.
- Dlaczego? Wydaję mi się że pomogło by to i mu i Sophie lepiej się zintegrować.
- Wałach, klacz i ogier. Nie lubię takiego połączenia. Nic się stać nie powinno, ale co za dużo to nie zdrowo, nie będę wszystkich pilnować.
- Sam potrafię się sobą zająć. - prychnął chłopak.
- No jak musisz to już jedź. Ale raczej twój koń nie będzie zbyt współpracował. W nowym miejscu.
- Weź Welme. Idealna na pierwszy teren z Amy, która jest... jaka jest - zaśmiała się.
Zabrałam całą gromadkę do stajni i pokazałam co i jak. Osiodłałam Art'a i wyszłam z nim na trawę przed stajnią gdzie stały schodki. Szybko wskoczyłam na konia i dociągnęłam ostatni raz popręg. Po minucie doszedł do mnie Ben i przez około 5 min. do puki nie przyszła Sophie nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Postanowiłam zabrać ich na dość wymagającą trasę pełną skoków i górek. Cóż, Art dzisiaj jeszcze nie jeździł. Ruszyliśmy stępem w stronę lasu.
(Sophie? Ben?)
- Może się znowu zgubiła? - zapytałam się konia i dałam mu smakołyk.
Ruszyłam w stronę biura. Mijając przy tym wszystkie boksy i ujeżdżalnię, aż coś przykuło mój wzrok. Lekko zardzewiała przyczepa z której wyprowadzano przepięknego siwka. Podeszłam trochę bliżej i w tym samym czasie zauważyłam panią Walerię, Sophie i jakiegoś chłopaka. Po cichu podeszłam do nich i ustałam obok Sophie, która przyglądała się ogierowi.
- Długo?
Dziewczyna lekko podskoczyła i z wielkimi oczami popatrzyła na mnie.
- Nie, nie. Mogę zabrać Fatum.
- No,no ulubienica naszej kochanej pani Walerii - popatrzyłam się na trenera z lekkim uśmiechem, a ona podeszła do nas, trzymając chłopaka za ramiona.
- Amy jak zwykle tylko prawi komplementy - zaśmiała się - no ale do rzeczy, to Ben. Liczę, że mu pomożesz. Jak się oczywiście domyśliłaś, jest nowy i jak wszyscy nie znają okolicy i ...
- Nie zabiorę go na dzisiejszych teren.
- Dlaczego? Wydaję mi się że pomogło by to i mu i Sophie lepiej się zintegrować.
- Wałach, klacz i ogier. Nie lubię takiego połączenia. Nic się stać nie powinno, ale co za dużo to nie zdrowo, nie będę wszystkich pilnować.
- Sam potrafię się sobą zająć. - prychnął chłopak.
- No jak musisz to już jedź. Ale raczej twój koń nie będzie zbyt współpracował. W nowym miejscu.
- Weź Welme. Idealna na pierwszy teren z Amy, która jest... jaka jest - zaśmiała się.
Zabrałam całą gromadkę do stajni i pokazałam co i jak. Osiodłałam Art'a i wyszłam z nim na trawę przed stajnią gdzie stały schodki. Szybko wskoczyłam na konia i dociągnęłam ostatni raz popręg. Po minucie doszedł do mnie Ben i przez około 5 min. do puki nie przyszła Sophie nie odezwaliśmy się do siebie słowem. Postanowiłam zabrać ich na dość wymagającą trasę pełną skoków i górek. Cóż, Art dzisiaj jeszcze nie jeździł. Ruszyliśmy stępem w stronę lasu.
(Sophie? Ben?)
Subskrybuj:
Posty (Atom)